Polska domaga się, by przyszły prezydent UE i szef unijnej dyplomacji przedstawili przed wyborem pomysł na sprawowanie swych urzędów. To rękawica rzucona dużym krajom UE - pisze "Gazeta Wyborcza".
Jak dowiedział się dziennik, Polska na kilka dni przed kluczowym szczytem Unii Europejskiej rzuciła wczoraj na stół dokument w sprawie obsady najważniejszych stanowisk w Europie, które tworzy Traktat z Lizbony: prezydenta Rady Europejskiej (rady szefów krajów UE) oraz wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej (szefa dyplomacji). Polscy dyplomaci chcą, aby nominacje poprzedziły przesłuchania na forum Rady.
Obecnie jako faworyt na prezydenta UE wymieniany jest belgijski premier Herman Van Rumpuy, a na szefa dyplomacji - brytyjski minister spraw zagranicznych David Miliband oraz były włoski premier Massimo D'Alema. Sęk w tym, że ich kandydatury to efekt konsultacji wyłącznie najsilniejszych stolic Unii, bo formalne rozmowy na ten temat jeszcze się nawet nie rozpoczęły. Nie opracowano też procedury wyboru - donosi "Gazeta Wyborcza".