Mieszkańcy stolicy Syrii, Damaszku, świętują w niedzielę na ulicach upadek trwających ponad pół wieku autorytarnych rządów rodziny Asadów - poinformowała agencja AP. Damaszek został w nad ranem zdobyty przez islamskich rebeliantów, którzy odsunęli od władzy Baszara al-Asada.
Rozradowane tłumy zebrały się na głównych placach Damaszku, wymachując zielono-biało-czarnymi rewolucyjnymi flagami Syrii. Ludzie gromadzą się też w meczetach, skandując hasło "Bóg jest wielki". Demonstranci wykrzykują także hasła przeciwko Asadowi, przejeżdżające auta trąbią klaksonami - relacjonuje Associated Press.
Niektórzy z mieszkańców stolicy przejęli broń - najwyraźniej porzuconą przez rządowe siły bezpieczeństwa - i strzelają na wiwat - dodała agencja.
Atmosfera w Damaszku przypomina pierwsze dni protestów w 2011 roku, na fali arabskiej wiosny, zanim demonstracje zostały brutalnie stłumione przez reżim Asada, co stało się początkiem krwawej wojny domowej - zaznaczyła agencja.
Jednocześnie rebelianci, którzy zajęli Damaszek, ogłosili w mieście godzinę policyjną od godz. 16 do godz. 5 rano (godz. 14-3 w Polsce).
Asad był prezydentem Syrii od 2000 r., przejął władzę od swojego ojca, Hafiza al-Asada, który rządził krajem od 1970 roku. Klan Asadów wywodzi się z mniejszościowej grupy religijnej alawitów. Większość mieszkańców Syrii stanowią sunnici, kraj zamieszkiwany jest też przez druzów, chrześcijan, Kurdów i inne grupy religijne i narodowościowe.
Protesty, które wybuchły w 2011 roku, były reakcją na dekady autorytarnych rządów Asadów. Wojna domowa toczyła się między rozdrobnionymi frakcjami rebeliantów a wojskami rządowymi. W konflikt włączyły się też inne państwa. Asadowi dzięki pomocy Iranu i Rosji udało się odzyskać kontrolę nad większością kraju. Od 2020 roku do rozpoczętej półtora tygodnia temu błyskawicznej ofensywy rebeliantów konflikt był w dużej mierze zamrożony.
W wojnie zginęło co najmniej pół miliona osób. Wojska rządowe były oskarżane o popełnianie w konflikcie zbrodni wojennych i przeciwko ludzkości.