Finlandia ma długie i ponure doświadczenia z Rosją, podobnie jak wszystkie kraje regionu. W świetle ostatnich ruchów Stanów Zjednoczonych Helsinki chcą być gotowe na sytuację, w której Amerykanie przestaną wypełniać zobowiązania wynikające z Artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego o kolektywnej obronie. Finlandia właśnie dokonuje rewizji swojego strategicznego położenia na mapie Europy, zwłaszcza w ramach relacji transatlantyckich.

REKLAMA

Finlandia dołączyła do NATO w 2023 roku, a stało się to w dużej mierze z powodu rosyjskiej inwazji na Ukrainę i nieustannych gróźb Moskwy pod adresem Zachodu. Według sondaży z 2024 roku blisko 90 proc. populacji kraju popierało Sojusz Północnoatlantycki. Kraj o stosunkowo niewielkim zaludnieniu, bo liczący zaledwie 5,5 mln mieszkańców, posiada jedną z największych armii w europejskiej części Sojuszu, liczącą 280 000 osób. Do tego dochodzi fakt, że około 900 tys. obywateli przeszło szkolenie wojskowe. Jak pisze ośrodek analityczny Wilson Center, Finlandia ma stosunek liczby żołnierzy do mieszkańców zbliżony do tego ze starożytnej Sparty.

Teraz początkowy entuzjazm Finów z przyjęcia do NATO stopniowo wygasa w związku z dziwaczną i niepokojącą polityką prowadzoną przez Donalda Trumpa i jego administrację. USA miały stanowić główny gwarant bezpieczeństwa dla Helsinek, ale serwis Italehti, powołując się na swoje źródła w rządzie, podaje, że w ciągu kilku ostatnich tygodni ta optymistyczna ocena sytuacji uległa zmianie. Początkowe niedowierzanie wywołane zachowaniem i deklaracjami Trumpa zastępuje teraz uznanie faktu: nie jest już pewne, że Trump pozwoli dowódcom NATO na użycie amerykańskich wojsk w operacjach przeciwko rosyjskiemu agresorowi.

Brak gotowości Trumpa do przeciwstawienia się Putinowi oznacza w praktyce, że zaufanie do skuteczności Artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego wygasa. Według oficjalnej linii rządu w Helsinkach wszystko jest w porządku, a Finowie dalej stoją ramię w ramię z Amerykanami. Po cichu w kraju zaczęły się jednak przygotowania do konfrontacji z ewentualną bardzo brutalną rzeczywistością - pisze Italehti.

Czy Amerykanie pozwolą nam się bronić?

Finowie, nie ufając nowej administracji USA, podjęli działania w ramach polityki zagranicznej i obronnej. W kraju - według Italehti - trwa przegląd kupionego od Amerykanów sprzętu pod kątem tego, czy będzie on możliwy do wykorzystania w razie konfliktu z Rosją. Istnieją bowiem obawy, że Waszyngton pod obecną władzą może chcieć uniemożliwić lub utrudnić użycie przeciwko siłom Moskwy najnowocześniejszych systemów uzbrojenia.

W ramach działań dyplomatycznych Finowie skupiają się natomiast na rozszerzaniu współpracy w ramach struktur, w których uczestniczą natowscy sojusznicy, ale nie Stany Zjednoczone. Tu przykładem mogą być siły JEF (Joint Expeditionary Force), czyli militarnego partnerstwa pod przywództwem Wielkiej Brytanii, w którym Helsinki biorą aktywny udział. Kraje JEF zorganizują swój własny szczyt w maju w stolicy Norwegii, Oslo. Szczyt JEF odbywa się celowo przed szczytem NATO w holenderskiej Hadze, który odbędzie się w dniach 24 i 25 czerwca.

Finlandia stała się też częścią tzw. FNC (Framework Nation Concept), czyli dowodzonej przez Niemcy struktury zrzeszającej kraje europejskie w ramach współpracy militarnej. Do tego dochodzi zacieśnienie współpracy Finów z krajami skandynawskimi w ramach Nordefco i dwustronnej kolaboracji operacyjnej Finlandii i Szwecji.

Przerażające milczenie Putina

W przyszłym tygodniu premier Finlandii Petteri Opo ma przedstawić w parlamencie opinię rządu na temat nowej sytuacji geopolitycznej. Źródła Italehti twierdzą, że dyskusja będzie dotyczyć polityki Trumpa i zaangażowania USA w obronę zbiorową NATO.

Finowie rozumieją Rosję nieco lepiej niż natowscy sojusznicy położeni dalej na zachód. Zaznaczył to w piątek szef polskiego MON Władysław Kosiniak-Kamysz, mówiąc: Wiemy, z kim mamy do czynienia. Bardzo dobrze czują to Bałtowie, wschodnia flanka NATO, Skandynawowie, państwa nordyckie.

Na owe "czucie Rosji" zwraca też uwagę nieustannie Wołodymyr Zełenski, który kilkukrotnie przestrzegał Amerykanów przed zbytnią łatwowiernością w zapewnienia płynące z Kremla. Władze USA sprawiają jednak wrażenie impregnowanych na ostrzeżenia, a amerykański prezydent podkreśla na każdym kroku, że Władimir Putin nie złamie słowa, bo ma do Trumpa "szacunek".

Finowie zauważają jednak coś, co wymyka się tradycyjnym analizom politycznym. Chodzi o to, że prezydent USA sprawia wrażenie człowieka głęboko zafascynowanego Władimirem Putinem i dlatego decyzje Waszyngtonu mogą mieć podłoże także ideologiczne. Poseł fińskiego parlamentu Ben Zyskowicz na posiedzeniu w środę powiedział o Trumpie: Wydaje się, że podziwia Putina i być może chciałby być takim samym autokratycznym przywódcą, który wsadza przeciwników politycznych do więzienia.

Inny z fińskich polityków, poseł do Parlamentu Europejskiego Mika Aaltola zwraca uwagę na fakt, że w ostatnim czasie Kreml zrezygnował z ostrych i pełnych gróźb komunikatów. Dmitrij Pieskow i Władimir Putin raczej zdawkowo komentują wydarzenia wokół konfliktu w Ukrainie i zdają się raczej bacznie przyglądać rozwojowi sytuacji, moderowanej przez Amerykanów w sposób, który wywołuje wstrząsy w krajach Zachodu.

"Czy zauważyłeś, że Rosja i Putin są teraz dość spokojni? Oczywiście, zabijanie na Ukrainie nadal trwa. To też nie trafia na pierwsze strony gazet. Ale warto milczeć, gdy arcywróg, Zachód, popełnia błędy. Z tej ciszy wiemy, że wchodzimy w pułapkę" - pisze na X Mika Aaltola, a odpowiada mu kolega z ław poselskich, który ocenia: "Zawsze, gdy Rosja i Putin milczą, wiadomo, że sprawy idą w pożądanym przez nich kierunku".