Ponad 70 osób zostało rannych podczas zamieszek w śródmieściu stolicy Estonii. Kilkuset najbardziej agresywnych demonstrantów zatrzymano. Uliczne walki to skutek środowego demontażu pomnika żołnierzy radzieckich.
W pobliżu miejsca, z którego usunięto pomnik, w nocy przez wiele godzin pikietowało około 600 osób, w zdecydowanej większości przedstawicieli mniejszości rosyjskiej w Estonii. Niektórzy z demonstrantów powiewali rosyjskimi flagami, część rzucała w policję butelkami i kamieniami. Funkcjonariusze użyli pocisków gumowych i armatek wodnych dla ich powstrzymania.
To nie pierwsze zamieszki z rosyjskojęzycznymi obrońcami monumentu. W poprzednich dniach także dochodziło do starć - śmierć poniosła jedna osoba, a 44 zostały ranne. Policja zatrzymała ponad 300 uczestników zajść.
Na likwidację pomnika bardzo nerwowo zareagowali Rosjanie - przewodniczący rosyjskiego parlamentu Siergiej Mironow wezwał nawet prezydenta Władimira Putina do zerwania stosunków dyplomatycznych z Estonią.
Demontaż pomnika w Tallinie i przeniesienia na cmentarz wojskowy prochów kilkunastu żołnierzy, pochowanych w pobliżu monumentu sankcjonuje ustawa o likwidacji "zakazanych budowli", czyli takich, które gloryfikują 50-letnią radziecką okupację Estonii. Premier Andrus Ansip określił nawet monument jako "symbol sowieckiej okupacji".