Śmierć trzech z czterech osób, których ciała znaleziono w miniony piątek w domu polsko-tajskiej rodziny koło Norwich we wschodniej Anglii, policja traktuje jako morderstwo, a śmierć Bartłomieja K. - jako niebudzącą podejrzeń udziału osób trzecich - poinformowała tamtejsza policja.

Po przeprowadzonej w środę sekcji zwłok dwóch córek 45-letniego Bartłomieja K. - policja przekazała, że dziewczynki zmarły z powodu ran kłutych szyi. Mężczyzna miał na szyi pojedynczą ranę. 

Policja powtórzyła też, że nie poszukuje nikogo w związku z tą sprawą. 

Według śledczych Bartłomiej K. najpierw zabił córki i siostrę żony, a następnie siebie. W domu nie mieszkał z żoną. 

Do tragedii doszło w miniony piątek rano w miejscowości Costessey. Funkcjonariusze weszli do domu o godz. 7.15, niespełna 15 minut po otrzymaniu wezwania od jednego z zaniepokojonych sąsiadów. 

Później jednak okazało się, że pierwszy telefon policja otrzymała już o godz. 6 rano, ale został on zignorowany i funkcjonariusze nie zostali wysłani na miejsce zdarzenia. Osobą dzwoniącą na policję był sam Bartłomiej K.

Dalsza część artykułu pod materiałem video:

We wtorek IOPC, niezależny organ nadzorujący działanie policji, poinformował, że podczas tej rozmowy Bartłomiej K. mówił, że jest zagubiony i zaniepokojony stanem psychicznym. 

Według mediów, Polak mieszkał w Wielkiej Brytanii od 20 lat. W 2016 roku kupił dom w Costessey, w którym dokonano makabrycznego odkrycia.