Kilkudziesięciu turystów musiało wspiąć się na drzewa, gdy rzeka Talek wystąpiła z brzegów. Zalanych zostało co najmniej 14 obozów w jednym z najsłynniejszych na świecie rezerwatów przyrody Masai Mara w Kenii.
Ponad 180 osób zginęło od połowy marca w powodziach i na skutek osunięć ziemi, jakie nękają Kenię. Blisko 100 kolejnych uważanych jest za zaginionych. Setki tysięcy ludzi musiało opuścić swoje domy.
W najgorszym pojedynczym incydencie zginęło około 50 mieszkańców jednej wioski, gdy w poniedziałek pękła tama w dolinie Rift.
Meteorolodzy ostrzegają, że ulewne deszcze będą nadal nawiedzać region w nadchodzących dniach.
W jednym z najsłynniejszych na świecie rezerwatów przyrody Masai Mara woda zalała dziesiątki hoteli, kempingów i obozów, zabierając ze sobą dokumenty i rzeczy osobiste turystów.
Kenijski Czerwony Krzyż podaje, że uratowano życie ponad 90 z nich. Niektórzy byli ewakuowani łódkami, inni śmigłowcami.
Niektóre miejsca, w których przebywają turyści, wciąż są odcięte od świata. Kiedy z brzegów wystąpiła rzeka Talek, niektórzy musieli szukać schronienia na drzewach.
Lokalne władze, cytowane przez kenijską gazetę "The Standard", przekazały, że niektórzy turyści mogą mieć problemy z powrotem do swoich krajów, ponieważ drogi do Nairobi są nieprzejezdne.
Słynny rezerwat Masai Mara jest popularnym celem wypraw turystów i siedliskiem tzw. wielkiej piątki, czyli lwów, słoni, nosorożców, lampartów i bawołów, ale też: żyraf, hipopotamów i gepardów.