Czy książę Harry może stracić amerykańską wizę? Sąd w USA ma upublicznić dokumenty dotyczące statusu imigracyjnego młodszego syna brytyjskiego monarchy, Karola III. Pytanie, dlaczego amerykańskie władze właśnie teraz interesują się tą sprawą i czy ta historia ma jakieś drugie dno?
Książę Harry od kilku lat mieszka na stałe w Stanach Zjednoczonych. Żeby tam się osiedlić, musiał otrzymać specjalną wizę. W tym celu przeszedł odpowiednią procedurę, która wymagała od niego odpowiedzi na istotne pytania, na przykład: czy kiedykolwiek zażywał narkotyki.
Harry nigdy nie ukrywał, że ma za sobą lata rozrywkowego życia. Pisał o tym w pamiętnikach. Brytyjskie gazety skrupulatnie donosiły o jego przygodach. Wątpliwe zatem, by Harry ukrył ten fakt przed urzędnikami imigracyjnymi.
Jeśli otrzymał wizę, oznaczałoby to, że został potraktowany ulgowo - a sprawcą tego byłaby administracja ówczesnego prezydenta, Joe Bidena. Teraz, gdy Donald Trump jest prezydentem, sprawą zaczęły interesować się amerykańskie i brytyjskie media.
Jeśli z dokumentów, które mają być upublicznione, wyniknie, że Harry'ego potraktowano według taryfy ulgowej, pojawią się podstawy, by pozbawić go wizy. Jego wydalenie ze Stanów Zjednoczonych jest mało prawdopodobne, ale - jak zauważają komentatorzy - Donald Trump lubi brać zakładników. A im cenniejszy jest skalp, tym dla niego lepiej. W tym przypadku mówimy o synu brytyjskiego monarchy.
Cała ta historia ma zapewne charakter pokazowy, tym bardziej że Trump ma słabość do brytyjskiej rodziny królewskiej. Jako jedyny prezydent w historii Stanów Zjednoczonych otrzymał niedawno ponowne zaproszenie do złożenia państwowej wizyty w Wielkiej Brytanii, co przyjął z nieukrywanym zadowoleniem.
Jak powszechnie wiadomo, amerykański prezydent lubi, gdy się go publicznie docenia albo przeprasza.
Jak zauważają komentatorzy, charakter amerykańskiego prezydenta kształtuje styl uprawianej przez niego dyplomacji i wpływa na podejmowane przez Biały Dom decyzje. Wydaje się, że nawet sprawa księcia Harry'ego - tak przecież oddalona od tego, co dzieje się w Ukrainie, Wielkiej Brytanii czy samych Stanach Zjednoczonych - może zostać zamieniona w coś, co dla Donalda Trumpa może być przydatne.
Nieukrywana niechęć Trumpa do swojego poprzednika Joe Bidena pojawia się często w jego przemówieniach. Nie wyraża się o nim inaczej niż „sleepy Joe Biden”, czyli „przysypiający Joe Biden”. Pozwala sobie też na inne, bardziej obraźliwe inwektywy. Czasami wręcz poniżające.
Jeśli okaże się, że administracja Bidena złamała procedury imigracyjne i wydała Harry'emu wizę, Trump będzie miał czym grać. Obecna administracja - jak zauważają komentatorzy - uprawia wiele gier i chodzi jej o to, aby każdą wygrać.