Donald Trump został w czwartek oficjalnie oskarżony o to, że chciał doprowadzić do zmiany wyniku wyborów w 2020 roku. Były prezydent USA stawił się w budynku sądu federalnego w Waszyngtonie. Stwierdził, że jest to "bardzo smutny dzień dla Ameryki".
Trump przyjechał do sądu E. Barrett Prettyman Federal Courthouse w centrum stolicy USA. Były prezydent Stanów Zjednoczonych został oficjalnie zatrzymany, przedstawione zostały mu zarzuty dotyczące próby wpływu na wynik wyborów prezydenckich z 2020 roku i postawiono go w stan oskarżenia.
W trakcie procesu pobrano odciski palców, ale nie został skuty kajdankami i - wbrew zwykłym procedurom - nie został sfotografowany. Sąd użył zdjęcia, które posiada już w kartotece.
To nigdy nie miało się zdarzyć w Ameryce - powiedział dziennikarzom Trump na lotnisku w Arlington pod Waszyngtonem przed wylotem do swojej posiadłości w New Jersey. To jest prześladowanie politycznego przeciwnika, prześladowanie osoby, która wygrywa bardzo, bardzo znaczącą liczbą w republikańskich prawyborach i wygrywa z Bidenem dużą przewagą - mówił.
Jeśli więc nie mogą go pokonać, prześladują go, ścigają go. Nie możemy na to pozwolić w Ameryce - dodał.
Były prezydent stwierdził też, że przejeżdżając przez Waszyngton był bardzo zasmucony "brudem i rozkładem" stolicy.
Na 28 sierpnia wyznaczono kolejny termin rozprawy byłego prezydenta USA.
Trump został oskarżony przez wielką ławę przysięgłych o zmowę w celu oszustwa państwa, zmowę w celu zakłócenia oficjalnych procedur wyborczych, próby ingerencji w toczące się postępowania i zmowę na szkodę praw obywateli.
Wszystkie te zarzuty - jak stwierdziła prokuratura - mają związek z działaniami Trumpa mającymi na celu odwrócenie wyniku wyborów.
Na miejscu był amerykański korespondent RMF FM Paweł Żuchowski.
Przed sądem byli zwolennicy i przeciwnicy Trumpa, choć nie są to bardzo liczne grupy. Jedni mówili, ze Trump to zagrożenie dla demokracji, inni, że to najlepszy prezydent na świecie oraz najlepszy kandydat, który powinien wygrać przyszłoroczne wybory i wrócić do Białego Domu.
Po Waszyngtonie w czwartek jeździł zwolennik Trumpa, który wynajął limuzynę, zainstalował na masce flagi - auto miało przypominać słynną "bestię" czyli prezydencki samochód.