Dzień Wolności, inaczej Dzień Woli, obchodzi dziś na Białorusi demokratyczna opozycja. Przy tej okazji odbędzie się inauguracja Alaksandra Łukaszenki na funkcję prezydenta po styczniowych "wyborach". "Przywódca odkładał ceremonię, czekając na spotkanie z Władimirem Putinem w Moskwie" - powiedział białoruski ekspert Alaksandr Kłaskouski.
Wyznaczenie daty inauguracji Łukaszenki na Dzień Wolności, Dzień Woli, nieoficjalne święto niepodległości obchodzone przez środowiska demokratyczne, nie jest przypadkowe - ocenił Alaksandr Kłaskouski.
Jest w tym pewna mroczna symbolika. Dzień Woli to święto swobodnych Białorusinów, święto przeciwników reżimu. I myślę, że Łukaszenka, wyznaczając ceremonię właśnie na 25 marca, chce pokazać, że jest panem sytuacji, że to on zwyciężył - podkreślił analityk niezależnego białoruskiego portalu Pozirk.
Według publicysty Łukaszenka chce pokazać, że tego dnia głównym wydarzeniem będzie właśnie jego inauguracja.
Kłaskouski nie wykluczył jednocześnie, że w wyborze tej daty był "element przypadkowości", bo Łukaszenka czekał na zaproszenie do Moskwy przez Putina.
Mówił: za tydzień pojadę do Putina. Ale to się przeciągało i w końcu pojechał tam dużo później, niż planował. I możliwe, że z tych 'technicznych' przyczyn przenoszono inaugurację, a w końcu sam Łukaszenka albo ktoś z jego otoczenia wpadł na pomysł, by zepsuć święto emigrantom politycznym - kontynuował.
Białoruski przywódca był w Moskwie 13 i 14 marca.
Ekspert zwrócił uwagę, że w przeszłości Łukaszenka wykorzystywał Dzień Woli w swoich politycznych celach. Na przykład w 2018 roku oficjalnie w centrum miasta pozwolono na zorganizowanie dużego święta z okazji stulecia proklamowania Białoruskiej Republiki Ludowej.
Kiedy chciał postraszyć Moskwę, pokazać: mamy u nas nacjonalistów, jesteśmy niezależni itd., to wykorzystywał to święto. Ale po 2020 r. władze zniszczyły wszelką polityczną alternatywę i obecnie na Białorusi jest to nie do pomyślenia, by wyjść na ulice i świętować tę datę, bo od razu poskutkuje to odpowiedzialnością karną - wyjaśnił ekspert.
Co więcej, białoruskie władze próbują nawet zdławić obchody Dnia Woli za granicą, strasząc, że wobec tych, którzy będą świętować, zostaną wszczęte sprawy karne.
I tak było już rok temu: zidentyfikowano wtedy ponad sto osób, wszczęto wobec nich sprawy, na Białorusi skonfiskowano majątek, zajmowano rachunki bankowe, przeprowadzano przeszukania w ich mieszkaniach, w mieszkaniach ich bliskich - wymieniał.
Nawet za granicą demokratyczny ruch białoruski drażni Łukaszenkę i jego otoczenie - podkreślił Kłaskouski.
Przypomniał, że w 2020 roku władze stłumiły masowe protesty z powodu sfałszowanych wyborów prezydenckich. Białorusini próbowali jeszcze wychodzić na ulice w lutym 2022 roku, gdy Rosja napadła na Ukrainę. Wtedy też aresztowano setki osób. Później na Białorusi już nie było masowych ulicznych demonstracji.
By wyjść na protesty, trzeba być już jakimś kamikadze. Nie ma sensu, bo to automatycznie oznacza surowy wyrok więzienia - przyznał białoruski publicysta.
W poniedziałek białoruskie organizacje zajmujące się obroną praw człowieka oświadczyły, że kolejne "wybory" prezydenckie z 26 stycznia nie odpowiadały międzynarodowym standardom demokratycznych i wolnych wyborów.
Odbywały się w warunkach "głębokiego kryzysu praw człowieka, w atmosferze totalnego strachu, spowodowanego przez represje wobec społeczeństwa obywatelskiego, niezależnych mediów, opozycji i wszystkich osób o odmiennych poglądach" - czytamy w oświadczeniu opublikowanym przez organizację Wiasna.
Obrońcy praw człowieka ponownie wezwali władze białoruskie do uwolnienia wszystkich więźniów politycznych, zrehabilitowania ich i zadośćuczynienie szkód wywołanych przez osądzenie i pozbawienie wolności oraz o zaprzestanie represji.
Styczniowe wybory nie były też uznawane za demokratyczne przez Zachód. Szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas oświadczyła, że "pozorowane wybory na Białorusi nie były ani wolne, ani uczciwe", a ciągłe represje oraz ograniczanie udziału w życiu politycznym i dostępu do niezależnych mediów pozbawiły proces wyborczy jakiejkolwiek legitymacji.