Mimo apelu do świadków skierowanego przez francuskich śledczych wciąż nie znaleziono sprawcy poniedziałkowych ataków w Paryżu. Napastnik - według opisów mężczyzna w wieku 35-45 lat - ciężko ranił asystenta fotografa w redakcji "Liberation".
Szef MSW Manuel Valls przyznał, że dopóki sprawcy nie zatrzymano, "może on działać dalej".
Ofiara ataku w "Liberation", 27-letni asystent fotografa, jest nadal w stanie ciężkim, choć po operacji lekarze są "bardziej optymistyczni" - podała prokuratura.
"Liberation" poświęca dziś cztery strony atakowi, który - jak podkreśla agencja AFP - nie miał precedensu. W artykule redakcyjnym szef lewicowego dziennika Nicolas Demorand, zapowiedział: "Działamy dalej".
Cała klasa polityczna Francji wyraziła poparcie dla gazety. Prasa powinna móc wykonywać swoją pracę, swoje podstawowe funkcje, bez potrzeby przekształcania się w bunkier - powiedziała minister kultury Aurelie Filippetti.
Świadkowie opisują sprawcę ataku jako mężczyznę w wieku 35-45 lat o wyglądzie europejskim, działającego w sposób spokojny i zdecydowany. Prokuratura ocenia, że ten sam napastnik może stać za łącznie czterema zdarzeniami w Paryżu od piątku.
Dwie godziny po ataku w "Liberation" strzały padły przed główną siedzibą banku Societe Generale w dzielnicy La Defense. Krótko później na policję zadzwonił mężczyzna, który powiedział, że na przedmieściu Paryża uzbrojony człowiek zmusił go, by zawiózł go na Pola Elizejskie.
Z kolei w piątek rano uzbrojony mężczyzna wdarł się do budynku telewizji informacyjnej BFMTV, gdzie groził jednemu z redaktorów naczelnych, po czym uciekł. Nie padły wówczas żadne strzały.