Katastrofa rosyjskiego okrętu przeciwpodwodnego na Morzu Barentsa. "Admirał Lewczenko", bo o tej jednostce mowa, w poniedziałek stanął w ogniu po tym, jak doszło do awarii jednego z silników. Na pokładzie znajduje się kilkuset członków załogi.
O tym, że duży rosyjski okręt przeciwpodwodny "Admirał Lewczenko" stanął w ogniu na Morzu Barentsa, poinformował w poniedziałek wieczorem rzecznik ukraińskiej marynarki wojennej Dmitrij Pletenczuk.
Wojskowy we wpisie na Facebooku przekazał, że przyczyną pożaru była awaria jednego z silników.
"Tak się dzieje, gdy 'supermocarstwo' otrzymuje sankcje od Ukrainy i nie może samodzielnie serwisować silników wyprodukowanych w Mikołajowie. 10 lat to za mało, żeby rozwiązać ten problem" - stwierdził.
Rzecznik ukraińskiej marynarki wojennej poinformował, że na pokładzie jest kilkuset członków załogi. "Walka o przetrwanie trwa, miejmy nadzieję, że jest daremna" - napisał.
Wojskowy jednocześnie zażartował z manewrów Rosjan na Morzu Barentsa. "Wasze ćwiczenia są świetne, chłopaki, nie przerywajcie" - zaapelował.
"Admirał Lewczenko" to radziecki, następnie rosyjski niszczyciel rakietowy projektu 1155. Jest on klasyfikowany oficjalnie jako duży okręt przeciwpodwodny.
Jednostka w czynnej służbie znajduje się od 1988 roku i wchodzi w skład Floty Północnej. Portem macierzystym okrętu jest Siewieromorsk na półwyspie Kolskim nad Morzem Barentsa. Właśnie to miasto jest główną bazą rosyjskiej Floty Północnej.
"Admirał Lewczenko" ma na pokładzie osiem wyrzutni rakietotorped Rastrub-B, które mogą razić zarówno cele podwodne, jak i nawodne.
Łączna moc napędu okrętu - generowana przez dwa zespoły turbin gazowych - wynosi 63 000 KM. "Admirał Lewczenko" może rozpędzić się do 29 węzłów, a standardowo realizuje misje z prędkością 18 węzłów.