Wybuch zbiornika z gazem na terenie włoskiego koncernu gazowo-energetycznego ENI w Calenzano koło Florencji. Co najmniej cztery osoby zginęły, a 26 zostało rannych. Jedna osoba jest jeszcze zaginiona.

Do wybuchu doszło na terenie włoskiego koncernu gazowo-energetycznego ENI w Calenzano niedaleko Florencji. Początkowo informowano o tym, że zginęły dwie osoby. We wtorek przekazano o odnalezieniu ciała kolejnych dwóch osób. Poszukiwany jest jeszcze jeden mężczyzna. Rannych zostało 26 osób.

"Wszystkie szpitale i izby przyjęć zostały zaalarmowane" - poinformował gubernator Toskanii Eugenio Giani.

Do wybuchu doszło w miejscu, gdzie tankowane są cysterny, aby dostarczyć paliwo na stacje benzynowe. Według wstępnych ustaleń, eksplodowała chmura oparów paliwa. To spowodowało pożar i zawalenie się budynku. 

Słup dymu widoczny był z pobliskich gmin. 

Ogień został ugaszony w ciągu godziny. Toskańska agencja ochrony środowiska stwierdziła, że nie ma zagrożeń dla zdrowia.

"Nigdy w życiu nie widziałem niczego takiego"

Usłyszeliśmy potężną eksplozję. Popękały szyby, a półki spadły na ziemię. Wyszliśmy przerażeni, aby się schronić i sprawdzić, co się stało. (...) Pomyśleliśmy, że to bomba, jak na wojnie - powiedział w rozmowie z ANSĄ pracownik jednej z firm znajdujących się niedaleko miejsca eksplozji.

Nigdy w życiu nie widziałem niczego takiego. Myślałem, że uderzył mnie piorun - relacjonował 50-latek ranny podczas wybuchu. W momencie eksplozji pracował w swoim biurze, ok. stu metrów do miejsca, gdzie doszło do wybuchu. Nadal nie rozumiem, co się stało. To trwało zaledwie kilka sekund - dodał.

W rejonie eksplozji rozdano maseczki ochronne.