​Co najmniej 10 osób zostało rannych po wybuchu paniki na pokładzie samolotu tuż przed startem z lotniska na wyspie Borneo. Większość z nich doznało złamań i urazów głowy. Panika wybuchła w chwili, gdy jeden z pasażerów "zażartował", że w samolocie znajduje się bomba.

26-letni Frantinus Nirigi powiedział stewardessie, że na pokładzie Boeinga 737 należącego do linii lotniczych Lion Air znajduje się bomba. Rozmowę usłyszeli inni pasażerowie. Panika wybuchła w chwili, gdy jedna z osób otworzyła wyjścia awaryjne, co pozwoliło innym na ucieczkę. Na pokładzie maszyny znajdowało się 189 pasażerów.

Po tym, jak kapitan samolotu poprosił pasażerów o natychmiastowe opuszczenie maszyny, ludzie zaczęli się nawzajem taranować. Poprosiłam pasażerów, aby opuścili pokład spokojnie i w zorganizowany sposób, ale zamiast tego zaczęli się przepychać i szarpać - relacjonowała jedna ze stewardess.

Do sieci trafiły nagrania, na których widać wybiegających na skrzydło samolotu ludzi.

Policja nie znalazła żadnej bomby

Rzecznik prasowy Lion Air oświadczył, że otwarcie obu wyjść awaryjnych po prawej stronie odbyło się bez jakichkolwiek instrukcji personelu pokładowego. Dodał, że "żart o bombie" nie jest wystarczającym powodem dla kogokolwiek do podjęcia takiej decyzji.

Policja oraz służby lotniskowe przeszukały samolot. Nie znaleziono żadnego podejrzanego przedmiotu.

26-latek, który wywołał panikę, został zatrzymany. W rękach policji jest też mężczyzna, który otworzył drzwi nad prawym skrzydłem boeinga.

Samolot po trzech godzinach od zdarzenia odleciał do Dżakarty. 

(ł)