Maia Sandu wychodzi na prowadzenie w II turze wyborów prezydenckich po przeliczeniu głosów z 92 proc. komisji wyborczych. Obecna prezydentka ma 50,09 proc. poparcia. Wspierany przez socjalistów były prokurator generalny Alexandr Stoianoglo według cząstkowych wyników uzyskał 49,1 proc. głosów.
Wcześniej, po podliczeniu głosów z ok. 80 proc. komisji przewagę miał Alexandr Stoianoglo - 51,9 proc.
Eksperci zwracają uwagę, że biorąc pod uwagę kolejność liczenia wyników, rezultat będzie się poprawiać na korzyść Sandu.
Najpierw liczone są głosy z małych komisji, wiosek oraz wschodnich komisji zagranicznych. Dopiero na samym końcu zliczane są głosy diaspory z krajów zachodnich, gdzie odnotowano w tym głosowaniu rekordową frekwencję (ponad 320 tys. głosów). Diaspora w tej części świata popiera w przeważającej części siły proeuropejskie. W pierwszej turze wyborów na Sandu oddało głos ok. 70 proc. wyborców głosujących za granicą.
Walcząca o reelekcję Sandu, wspierana przez Partię Działania i Solidarności (PAS), jako główny cel swoich rządów wskazuje dążenie Mołdawii do UE oraz zacieśnienie kontaktów z Zachodem.
Stoianoglo do wyborów poszedł jako kandydat prorosyjskiej partii socjalistów.
W czasie kampanii Stoianoglo pozycjonował się jako kandydat proeuropejski, jednocześnie apelując o poprawne relacje z Rosją. Nie poparł jednak promowanego przez Sandu referendum w sprawie wpisania eurointegracji do konstytucji, twierdząc, że jest to "technologia polityczna" prezydentki.
Sandu nazwała Stoianoglo rosyjskim "koniem trojańskim", a większość ekspertów uważa, że w obecnej kampanii Stoianoglo jest "kandydatem Moskwy". On sam twierdzi, że jest apolityczny i chce być "prezydentem wszystkich".
W pierwszej turze wyborów 20 października Sandu zdobyła 42,45 proc. głosów, a Stoianoglo niecałe 26 proc. głosów. Wyniki te, podobnie jak bardzo nieznaczne zwycięstwo zwolenników eurointegracji w referendum (50,35 proc.) stały się zaskoczeniem dla obozu Sandu i większości komentatorów. Sondaże przed II turą dają niewielką przewagę Sandu, jednak eksperci zastrzegają, że wynik wyborów jest trudny do przewidzenia.
Mołdawskie proeuropejskie władze alarmują, że w związku z wyborami prezydenckimi i referendum w kraju ma miejsce realizowana na bezprecedensową skalę kampania przekupstw wyborczych, zorganizowana przez działającego wspólnie z Moskwą zbiegłego oligarchę Ilana Sora. Dane policji mówią o kilkudziesięciu milionach dolarów przeznaczonych przez Rosję na ingerencję w mołdawskie wybory. Tylko we wrześniu i październiku do kraju miało trafić 39 mln dol. W tzw. sieć Sora, której celem jest werbowanie ludzi i kupowanie głosów, zaangażowanych miało być co najmniej 130 tys. osób.
Po pierwszej turze wyborów Sandu oświadczyła, że celem tego "ataku na demokrację" było przekupienie 300 tys. wyborców.
Policja codziennie przeprowadza rewizje i działania śledcze, próbując rozbić sieć Sora. Wymierzono już co najmniej 3,5 mln lei (ok. 800 tys. zł) grzywien za bierną korupcję wyborczą.
Oprócz tego władze mówią o innych działaniach Moskwy, takich jak kampanie dezinformacyjne, zastraszanie wyborców, maile i telefony z pogróżkami, a także oczekiwane zorganizowane dowożenie wyborców z separatystycznego Naddniestrza. W sobotę pojawiły się informacje o "bezpłatnych transportach" obywateli Mołdawii z Moskwy przez Turcję.