„Dzieło księgowych, a nie geostrategów” – tak niemiecką politykę wojskową określił dziennik "Sueddeutsche Zeitung". Pismo sięgnęło po takie sformułowanie w związku z rozpoczynającym się w czwartek szczytem NATO i wskazuje, że kanclerz Olaf Scholz będzie musiał wyjaśnić tam niskie wydatki swojego rządu na siły zbrojne. Co prawda Berlin po wielu latach osiągnął wymagane przez Sojusz 2 proc. PKB, ale dalszy rozwój utrudnia mu tzw. zasada "Schuldenbremse".
Niemiecka gazeta pisze, że kanclerz Scholz zapewne zechce pochwalić się sojusznikom tym, że Berlin przeznacza już wymagane przez NATO 2 proc. PKB na obronność.
"Ale niewiele więcej jest możliwe ze względu na osobliwość zwaną ‘Schuldenbremse’" - czytamy w komentarzu "SZ".
Jest to tzw. hamulec zadłużenia - zasada zapisana w niemieckiej ustawie zasadniczej, stanowiąca, że budżet państwa powinien być w stanie poradzić sobie bez znaczących pożyczek.
Dziennik wskazuje, że Niemcy przez długi czas podchodziły nonszalancko do kwestii własnej obrony. Gdy w 2014 r. Rosja zaanektowała Krym, a NATO potwierdziło cel, zgodnie z którym jego członkowie powinni wydawać na obronność co najmniej 2 proc. PKB, Berlin "zawsze miał lepsze rzeczy do roboty" niż dostosowywanie się do przyjętych standardów.
Dziesięć lat później rząd Niemiec po raz pierwszy osiągnął cel NATO, ale tylko dzięki specjalnemu funduszowi w wysokości 100 mld euro - przypomniała Sueddeutsche Zeitung. Minister obrony Boris Pistorius jest zirytowany, ponieważ brakuje mu środków na przyspieszenie reorganizacji wojsk w obliczu rosnących kosztów, a "niemieckiemu rządowi brakuje ambicji, by zrobić coś więcej niż minimum" - podkreśliła "SZ".
"Podczas gdy Niemcy znajdują się obecnie w najbardziej niebezpiecznej sytuacji od zakończenia zimnej wojny, koalicyjny rząd (SPD, Zielonych i FDP) gubi się w obawach o finanse publiczne" - ocenił dziennik.
Dziennik wskazuje, że minister finansów Christian Lindner z liberalnej FDP "z hamulca zadłużenia uczynił sedno prawdy absolutnej" i "odrzuca ogłoszenie stanu nadzwyczajnego, który umożliwiłby zwiększenie wydatków". Zdaniem gazety odpowiedzialność ponosi także SPD ze swoimi "niejasnymi priorytetami". Niemiecka polityka wojskowa "jest raczej dziełem księgowych niż geostrategów" - skwitowała.
"Putin prawdopodobnie z przyjemnością wymówiłby słowo ‘Schuldenbremse’. Silniejsza Bundeswehra mogłaby odwieść go od dalszych awantur, wzorowy stan niemieckich finansów publicznych już w mniejszym stopniu" - oceniła "Sueddeutsche Zeitung".