W slumsach liberyjskiej Monrowii wybuchły zamieszki, gdy wojsko usiłowało narzucić kwarantannę w związku z epidemią Eboli. Jak podaje "New York Times", lekarze obawiają się, że walka z wirusem będzie szczególnie trudna w tym gęsto zaludnionym, wielkim mieście.
Żołnierze i policja zablokowali drogi prowadzące do zamieszkanego przez dziesiątki tysięcy ludzi slumsu West Point. Opanowali nawet nabrzeże, by ludzie nie mogli się wydostać z otoczonego kordonem terenu, poddanego rygorystycznej kwarantannie - pisze "NYT".
Reakcja tłumu była gwałtowna: w stronę żołnierzy posypały się kamienie, a młodzi mężczyźni rzucili się ustawione przez wojsko barykady. Wojsko zaczęło strzelać ostrą amunicją. Ranny został 15-letni chłopiec i jeden z żołnierzy.
Starcia uliczne to nowe skutki uboczne rozprzestrzeniającej się szybko epidemii Eboli. Ludzie nie ufają zachodniej medycynie i próbują odbić swoich bliskich poddanych kwarantannie. Rząd i eksperci robią tymczasem co w ich mocy, obawiając się, że w gęsto zaludnionej stolicy, w fatalnych warunkach sanitarnych, przy całkowicie niewydolnym systemie opieki medycznej nie uda się powstrzymać epidemii.
(mn)