W Tbilisi znowu trwają demonstracje przeciwko ustawie „o agentach zagranicznych”. "Nie chcemy być zmuszeni stąd wyjeżdżać, ale żeby tutaj była Europa" – powiedziała Nino, lekarka anestezjolożka, uczestniczka protestów.
Nie zgadzamy się z tą ustawą, bo ona ma przełożenie na nasze życie. Dotknie to społeczeństwo obywatelstwo i media. W naszym zawodzie kontakty międzynarodowe też są bardzo ważne; nie chcemy żyć i pracować w izolacji - mówią Nino i Natalia. W sobotę uczestniczą w mitingu przeciwko ustawie "o agentach zagranicznych" przed gruzińskim parlamentem.
Obydwie są anestezjolożkami. Pracują w prywatnych klinikach, ale nie zgadzają się, że "cała budżetówka jest za Gruzińskim Marzeniem". Nie da się tak wszystkich omamić - mówi Natalia. My po prostu nie chcemy żyć znowu w Związku Radzieckim - dodaje. Chcemy europejskich standardów w naszym życiu i w naszym zawodzie - zaznacza Nino.
Jak mówią, mając zawód w ręku i znając język, mogłyby wyjechać za granicę, ale nie chcą tego robić. Chcemy, żeby tutaj była Europa - mówi Nino.
Obie, gdy tylko umożliwia im to praca, wychodzą na protesty codziennie od ponad miesiąca, kiedy partia rządząca Gruzińskie Marzenie wznowiła procedowanie kontrowersyjnej ustawy o przejrzystości wpływów zagranicznych, zwanej ustawą o agentach zagranicznych. Rok temu władze wycofały się z niej właśnie na fali masowych protestów i apeli z Zachodu - UE i USA. Wtedy Tbilisi walczyło jeszcze o status kandydata do UE - w grudniu ub.r. go dostało.
Teraz trzeci sektor, niezależne media, ale także zwykli obywatele czują się zagrożeni, bo ustawa ich zdaniem pozwoli władzom zniszczyć społeczeństwo obywatelskie. Boją się też, że władze chcą dokonać zwrotu w kierunku Rosji, porzucając plany przyłączenia do UE. Przywódcy UE podkreślają, że ustawa w obecnej formie nie jest do pogodzenia z eurointegracją.
W sobotę prezydent Salome Zurabiszwili nałożyła na ustawę weto, chociaż wiadomo, że partia władzy dysponuje większością głosów, by to weto odrzucić.
Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel zaapelował w sobotę do gruzińskich władz, by wykorzystały ten moment legislacyjny na zmianę stanowiska. Podkreślił, że weto prezydent Salome Zurabiszwili daje chwilę do namysłu. W obecnym kształcie - prawo nie jest zgodne z unijnymi wartościami i ścieżką. Wzywam wszystkich polityków i przywódców w Gruzji, aby dobrze wykorzystali tę szansę i zadbali o to, aby Gruzja pozostała na europejskim kursie, który popiera społeczeństwo. Nadal uważnie monitoruję rozwój sytuacji w Gruzji - napisał Michel na platformie X.
Według Nino i Natalii nadzieje na kompromis z gruzińską partią władzy są płonne.
Bidzina Iwaniszwili (honorowy lider Gruzińskiego Marzenia i nieformalny przywódca Gruzji) uważa Gruzję za swoją własność. On chce ją po prostu mieć jako terytorium do robienia interesów z Rosją - mówi Nino.
Gruzińscy analitycy nie mają jasności, co zrobi dalej Gruzińskie Marzenie. Większość uważa, że partia może spróbować maksymalnie rozciągnąć w czasie dalsze procedury, żeby przeczekać protest.
My jesteśmy gotowi na długi protest. Będziemy ich drażnić i niepokoić, żeby nie odzyskali pewności siebie. Nasz protest to nie jest żadna rewolucja - my po prostu chcemy, żeby oni wiedzieli, że jesteśmy przeciw i oddali władzę w wyborach - tłumaczy Nino. Obie z Natalią są przekonane, że w uczciwych wyborach Gruzińskie Marzenie przegra. Jeśli się z tym nie pogodzą, wtedy będą mieli rewolucję - są przekonane rozmówczynie PAP.
W sobotę wieczorem na proteście przed parlamentem oprócz medyków zebrali się także studenci, którzy przemaszerowali tutaj z ulicy Cereteli. Aleja Rustawelego, przy której znajduje się budynek parlamentu, znowu została zablokowana przez demonstrantów.