Obraźliwy dla rosnących w potęgę Chin status Tajwanu, który utrzymuje niezależność od Pekinu, sprawia, że nacisk na podbicie zbuntowanej prowincji może przybrać gwałtowny obrót. Prezydent Xi Jinping wyznaczył już chińskiej armii datę osiągnięcia gotowości do uderzenia na Tajwan. Scenariusze, które Pekin bierze pod uwagę, zakładają różne formy presji i eskalowania konfliktu – aż po uwzględnienie wojny ze Stanami Zjednoczonymi.
O możliwych wariantach chińskiej strategii na odzyskanie Tajwanu pisze na łamach Bloomberga Hal Brands, komentator serwisu oraz wykładowca stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Johna Hopkinsa. Brands wskazuje pięć możliwych scenariuszy, które komunistyczne Chiny mogą zastosować, aby podbić prowincję, która od 1949 r. pozostaje poza zwierzchnictwem Pekinu.
Według Brandsa preferowana przez obecny reżim Chińskiej Republiki Ludowej opcja to przedłużenie obecnej sosowanej taktyki: nieustanna presja na pograniczu wojny. Te działania, jak wylicza autor analizy w serwisie Bloomberga, obejmuja m.in. naruszanie strefy identyfikacji obrony powietrznej Tajwanu i prowokacje w Cieśninie Tajwańskiej. Ma to na celu wyczerpanie tajwańskiego wojska i wytworzenie poczucia, że wyspa nie jest w stanie się obronić. Paleta działań Pekinu w tej fazie konfliktu obejmuje pełny wachlarz działań dezinformacyjnych i cyberataków oraz wszelkiego rodzaju naciski zmierzające do izolacji dyplomatycznej Tajwanu na arenie międzynarodowej.
Xi z pewnością chciałby "wygrać bez walki" - zauważa Brands - zwłaszcza, gdy obserwuje skutki agresji Rosji na Ukrainę.
"Problem jednak w tym, że ta strategia (nieustannego nacisku - przyp. red.) nie działa. Jej wpływ na tajwańską politykę był odwrotny od zamierzonego: w ciągu ostatniej dekady chińska presja osłabiła przyjazną Pekinowi partię Kuomintang (KMT) i wzmocniła bardziej jastrzębią, niezależną Demokratyczną Partię Postępową" - podkreśla Brands, dodając, że po brutalnej rozprawie komunistów z demokratyczną opozycją w Hongkongu w 2019 r., poparcie dla zjednoczenia z Chinami jest teraz na Tajwanie znikome.
Druga opcja - w takiej sytuacji - to atak chińskiej armii i zajęcie przyległych do kontynentu wysepek podległych Tajpej. Chodzi o niewielkie skrawki lądu - Kinmen i Mazu - zamieszkałe przez ok. 140 tys. ludzi.
Walka w obronie wysepek z pewnością doprowadziłaby do wykrwawienia armii tajwańskiej w starciu z potęgą chińskich sił zbrojnych. Mikroagresja może także doprowadzić do skłócenia Tajpej i Waszyngtonu, który jest ostoją niezależności Tajwaniu, ale niesie dla prezydenta Xi także poważne zagrożenia: zwiększa ryzyko konsolidacji antychińskich sojuszy na Pacyfiku, dla których paliwem byłaby taka brutalna agresja - wskazuje autor artykułu w Bloombergu.
Trzecia z rozważanych opcji przejęcia zwierzchnictwa nad Tajwanem to chińska blokada wyspy.
Jej całkowite odcięcie od świata - choć możliwe przy posiadanych przez Pekin siłach - to również ryzykowny krok, bo może doprowadzić do wojny ze Stanami Zjednoczonymi. "Amerykańskie wojsko mogłoby wówczas próbować przełamać blokadę, wysyłając na Tajwan zaopatrzenie drogą morską lub lotniczą - (...) egzekwowanie blokady może wymagać od Chin oddania pierwszego strzału" - stwierdza Hal Brands.
Jeżeli blokada to za mało - Chiny mogą pójść o krok dalej, dokonując ataków rakietowych i bombardowania Tajwanu. O ile naziemne siły rakietowe Chin nie mają sobie równych na całym globie i zmiażdżenie tajwańskich portów, lotnisk, dróg i instalacji wojskowych jest prawdopodobne, o tyle samo bombardowanie wcale nie musi nakłonić mieszkańców zbuntowanej prowincji do poddania się - czego przykładem opór Wielkiej Brytanii w obliczu nalotów Luftwaffe w 1940 r.
"Im dłużej Pekin będzie bombardował Tajwan i zabijał jego mieszkańców, tym większe międzynarodowe oburzenie wywoła i tym większa szansa na interwencję Ameryki i innych państw" - ocenia autor publikacji w Bloombergu. Prawdopodobieństwo wojskowego zaangażowanie Ameryki staje się pewne, gdyby Chińczycy uderzyli w bazy i instalacje militarne USA.
Atak Chin na Stany Zjednoczone niemożliwy? Wprost przeciwnie - przekonuje Hal Brands, wymieniając wojnę Pekinu z Waszyngtonem jako piątą opcję w marszu o podbój Tajwanu.
Musiałoby do niej dojść, gdyby Chiny zdecydowały się na inwazję na Tajwan. "Po drodze Chiny mogłyby zaatakować siły USA niespodziewanymi uderzeniami rakietowymi na amerykańskie bazy w Guam i Japonii oraz na lotniskowce na zachodnim Pacyfiku. A być może wykorzystałyby groźbę eskalacji nuklearnej, aby zniechęcić Waszyngton do angażowania się w konflikt" - opisuje Hal Brands.
Autor analizy w serwisie Bloomberga podkreśla, że w kalkulacjach strategów z Pekinu "atrakcyjność tego podejścia polega na jego bezpośredniości". Jak przypomina Brands, komunistyczne Chiny nie obawiały się w przeszłości wszczynania wojny - tak było z atakiem w 1950 r . w Korei oraz z uderzeniem na Wietnam w 1979 r.
Chiny w błyskawicznym tempie rozbudowują swój potencjał militarny. "Nie jestem w stanie powiedzieć, jakie są rzeczywiste intencje Chin, ale przygotowują się one do wojny, a konkretnie do wojny ze Stanami Zjednoczonymi" - cytuje Brands opinię sekretarza sił powietrznych USA Franka Kendalla. Auto analizy w Bloombergu powołuje się także na informację przekazaną przez Williama Burnsa, szefa Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA), że prezydent Xi Jinping rozkazał chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, aby była gotowa do działania przeciwko Tajwanowi do 2027 roku.
"(...) W pierwszym dniu każdej próby inwazji (na Tajwan - przyp. red.) Chiny musiałyby dokonać epokowego wyboru: czy zaatakować siły USA w regionie. Gdyby Pekin tego nie zrobił, jego okręty i oddziały byłyby łatwym celem dla amerykańskich sił powietrznych i morskich, gdyby Waszyngton zdecydował się na bezpośrednie zaangażowanie. Gdyby jednak Chiny zaatakowały siły USA, zabijając setki lub tysiące Amerykanów, prawdopodobnie rozpoczęłyby wojnę z mściwym supermocarstwem - taką, która grozi zniszczeniem potężnych, wschodzących Chin, które Xi chce stworzyć" - prognozuje Hal Brands.