Stan wyjątkowy, 80 proc. terytorium stolicy kontrolowane przez gangi, 3,5 tys. więźniów na wolności, a w końcu podanie się premiera do dymisji - to realia, w jakich żyją obecnie Haitańczycy. W najuboższym kraju obu Ameryk gwałtownie nasila się przemoc.
Od początku marca na Haiti obowiązuje stan wyjątkowy. Rząd zdecydował się na taki krok po tym, jak zbrojne grupy zaatakowały więzienie w stolicy Port-au-Prince, największą tego typu placówkę w kraju. Napastnicy zabili policjantów i strażników więziennych, umożliwiając ucieczkę ok. 3,5 tys. osadzonym.
Odpowiedzialność za atak wziął na siebie przywódca gangów, były policjant Jimmy Cherizier. Powiedział on, że uwolnienie więźniów było próbą obalenia rządów premiera Ariela Henry'ego.
Jeśli Ariel Henry nie ustąpi, jeśli społeczność międzynarodowa nadal będzie go wspierać, wprowadzą nas bezpośrednio w wojnę domową, która zakończy się ludobójstwem - powiedział agencji Reutera w zeszłym tygodniu, podczas wywiadu przeprowadzonego w Port-au-Prince.
Jednak Ariel Henry zdecydował się ustąpić, o czym poinformował w poniedziałek wieczorem czasu lokalnego, a we wtorek rano czasu polskiego. Premier Haiti powiedział w przemówieniu wideo, że jego rząd zrezygnuje z władzy po tym, gdy zostanie ustanowiona przejściowa siedmioosobowa rada prezydencka. Haiti potrzebuje spokoju, Haiti potrzebuje stabilności - podkreślił.
Mój rząd odejdzie natychmiast po inauguracji rady. Będziemy rządem tymczasowym do czasu powołania premiera i nowego gabinetu - dodał.
Ustanowieniem rady przejściowej zajmie się Karaibska Wspólnota i Wspólny Rynek (CARICOM). Organizacja zebrała się w poniedziałek na Jamajce i po spotkaniu jej przewodniczący prezydent Gujany Mohamed Irfaan Ali oświadczył, że rada przejściowa ma przygotować podwaliny pod wybory na Haiti.
Demokrację pomogą też zaprowadzić Amerykanie. Szef amerykańskiej dyplomacji Antony Blinken, który uczestniczył w nadzwyczajnym spotkaniu CARICOM, zapowiedział, że Stany Zjednoczone przeznaczą 300 mln dolarów na wsparcie międzynarodowej misji stabilizacyjnej pod przewodnictwem Kenii. Sekretarz stanu USA zapowiedział też przekazanie dodatkowych 33 mln dolarów "na pomoc humanitarną dla ludności Haiti".
Sytuacja na Haiti od dawna daleka jest od normalnej, jednak ostatnia fala przemocy ze strony gangów - wycelowana w komisariaty policji, międzynarodowe lotnisko i największe więzienie w kraju - jest bezprecedensowa.
Organizacja Narodów Zjednoczonych szacuje, że gangi kontrolują obecnie 80 proc. powierzchni Port-au-Prince i w dalszym ciągu walczą o przejęcie kontroli nad pozostałą częścią stolicy Haiti.
Chaos w kraju zmusił dziesiątki tysięcy osób do opuszczenia swoich domów. Już wcześniej przemoc ze strony gangów doprowadziła do wysiedlenia ponad 300 tys. Haitańczyków.
ONZ szacuje, że ok. 1 mln haitańskich dzieci nie chodzi do szkoły, przez co ci, którzy mieszkają na terenach kontrolowanych przez gangi, upatrują swojej szansy w dołączeniu do zbrojnych grup.
Pewien 14-letni chłopiec powiedział dziennikarzom telewizji CNN, że w wieku 11 lat został zwerbowany przez gang i zmuszony do spalenia ciał zabitych przez innych członków grupy. Chcę zmienić swój sposób życia - powiedział, próbując powstrzymać łzy.
CNN rozmawiał też z wieloma innymi osobami, które uwikłały się w walki gangów, w tym z kobietami, które zostały zgwałcone, które widziały, jak zabijano i palono zwłoki ich mężów.
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Haiti, abp Max Leroy Mesidor ostrzegł w ogłoszonym w poniedziałek liście pasterskim, że "ten karaibski kraj, opanowany i kontrolowany przez grupy przestępcze, znalazł się na krawędzi wojny domowej".
"Nasze siły policyjne są bezradne wobec zbrojnych band, które przekształciły się w zorganizowaną armię" - podkreślił duchowny. "Ja sam nie mogę wizytować dwóch trzecich moich diecezji, ponieważ drogi w naszym kraju są zablokowane" - dodał.
Choć sytuacja na Haiti uległa pogorszeniu w ostatnich miesiącach, to kraj ten od wielu lat zmaga się przemocą ze strony zbrojnych grup, kryzysami politycznymi i katastrofami naturalnymi, przez co ok. 5,5 mln Haitańczyków, czyli ok. połowa populacji, potrzebuje pomocy humanitarnej. W 2022 roku kraj nawiedziła również epidemia cholery, na którą zachorowało kilkanaście tys. osób, a kilkaset zmarło.
Bandy rabusiów urosły w siłę po tym, gdy w lipcu 2021 roku zginął w zamachu prezydent kraju Jovenel Moise. Zabójstwo głowy państwa poprzedziły masowe protesty, których uczestnicy oskarżali go o korupcję i domagali się jego ustąpienia w związku z wygaśnięciem pięcioletniego mandatu szefa państwa.