Belgia wstrzymuje oddech. Federalna Agencja ds. kontroli atomowej mówi o "potencjalnych pęknięciach" w zbiorniku jednego z reaktorów w elektrowni atomowej w Doel pod Antwerpią. Rząd zapewnia, że nie ma zagrożenia dla ludności, bo reaktor obecnie i tak nie pracuje.
Nieprawidłowości wykryto podczas kontroli przeprowadzanej nową ultradźwiękową metodą. Chcemy się teraz dowiedzieć, czy te anomalie mogą przekształcić się w pęknięcia i czy przypadkiem nie ma tam już jakiś pęknięć - mówi rzeczniczka belgijskiej agencji bezpieczeństwa atomowego Karina De Beule. Zdecydowano, że reaktor nie rozpocznie pracy, dopóki agencja nie otrzyma tych wyjaśnień.
A eksperci już zastanawiają się nad koniecznością całkowitego zamknięcia reaktora, chociaż zgodnie z planem miał funkcjonować jeszcze przez 10 lat. Dla Belgii oznaczałoby to energetyczną katastrofę, tym bardziej, że w drugiej belgijskiej elektrowni w Tihange zbiornik wybudowała ta sama, nieistniejąca już firma holenderska. I tam zarządzono już dodatkowe kontrole, by sprawdzić, czy nie ma pęknięć. Jeżeli okazałoby się, że trzeba zamknąć dwa reaktory w Doel i Tihange (które nie należą do najstarszych i zgodnie z planem miały być dopiero zamknięte odpowiednio w 2022 i 2023 roku,) to Belgii może zimą zabraknąć elektryczności.
Problem może mieć także wymiar międzynarodowy. Holenderska firma zbudowała takie same zbiorniki także dla 21 innych elektrowni na świecie. Belgijska Agencja Atomowa zapewnia, że wysłano do wszystkich 21 elektrowni informacje o wykrytych zagrożeniach w Doel z prośbą o przeprowadzenie podobnych testów. Agencja nie chce ujawnić o jakie kraje chodzi.
Belgia posiada obecnie siedem reaktorów atomowych w dwóch elektrowniach (Doel, Tihange). Do 2015 roku mają zostać zamknięte trzy najstarsze reaktory. Same elektrownie zostaną ostatecznie zlikwidowane do 2025 roku, ale pod warunkiem, że do tego czasu energia ze źródeł odnawialnych będzie w stanie zaspokoić zapotrzebowanie Belgii.