Rabowanie wszystkiego, co się da, to element tutejszych wojen - mówi wysłannikowi RMF FM Przemysławowi Marcowi znawca Kaukazu, publicysta "Gazety Wyborczej" Wojciech Jagielski. Od wybuchu wojny gruzińsko-rosyjskiej aż sto tysięcy ludzi musiało uciekać ze swoich domów.
Takie dane przekazuje ONZ. Ponad połowa uciekinierów to mieszkańcy Gori, gruzińskiego miasta, z którego dopiero dziś wycofują się rosyjskie wojska. Wczoraj Gori i okoliczne wioski plądrowały grupy Osetyjczyków i Rosjan. Według świadków nie tylko grabili, ale i mordowali Gruzinów.
Rabowanie wszystkiego, co się da, to element tutejszych wojen. Oni tam poszli wyłącznie po to, by grabić, a także zniszczyć te wioski, by Gruzini nie mieli gdzie wrócić - mówi Przemysławowi Marcowi znawca Kaukazu, publicysta "Gazety Wyborczej" Wojciech Jagielski:
Czerwony Krzyż apeluje o pomoc. Według tej organizacji, dziesiątki tysięcy ludzi w strefie konfliktu w Gruzji potrzebują pomocy humanitarnej na wielką skalę. Żywność, woda, środki higieny potrzebne są w ośrodkach, gdzie w Gruzji przyjmowani są uchodźcy ze strefy konfliktu, działających w okolicy Tbilisi i Zugdidi na zachodzie kraju.
Podstawowej pomocy potrzebują także uchodźcy z Osetii Południowej, którzy uciekli do Osetii Północnej w granicach Rosji. ICRC ocenia, że jest to co najmniej 12 tysięcy osób. ICRC wysłał dotąd 35 ton pomocy humanitarnej do Tbilisi. Utworzył też szpital we Władykaukazie w Osetii Północnej. Ekipa ratowników, w tym chirurdzy, powróciła do Gori przy granicy z Osetią Południową.