"Oczekujemy zwołania, jeszcze w listopadzie, spotkania pomiędzy rządem a samorządami" - napisało dziewięcioro samorządowców w liście do premiera Donalda Tuska oraz szefów resortów: aktywów państwowych, finansów, przemysłu oraz klimatu i środowiska. To pokłosie planów wcześniejszego zamknięcia elektrowni zasilanych węglem. Zwolnienia tysięcy osób związanych z branżą energetyczną oraz problemy z dostawami ciepła dla mieszkańców to tylko niektóre negatywne skutki, które przewidują samorządowcy. Dziennikarze RMF FM dotarli do treści listu. Są także w Kozienicach i Trzebini, gdzie dopytują włodarzy gmin o szczegóły. Na zarzuty odpowiedziała w rozmowie z nami minister klimatu Paulina Hennig-Kloska. "Proces transformacji musi być procesem sprawiedliwym" - powiedziała, zapewniając, że kompetencje osób pracujących w energetyce są potrzebne.
Bezpieczeństwo energetyczne Polski jest zagrożone, a samorządy znalazły się w kryzysowej sytuacji - alarmują samorządowcy z 9 miast i gmin.
Wszystkie te miejscowości łączy to, że na ich terenie działają elektrownie węglowe, które mają być sukcesywnie wygaszane. Zgodnie z najnowszymi planami rządu, proces zamykania elektrowni ma być znacznie szybszy, niż pierwotnie zakładano. Przewiduje to zaktualizowany projekt Krajowego planu na rzecz energii i klimatu (KPEiK).
Transformacja była przewidziana na początek 2030 roku, jednak samorządy m.in. z Elektrowni Dolna Odra w Zachodniopomorskiem otrzymały informację, że ten proces może nastąpić już na początku 2026 roku.
Obecnie w Polsce ok. 60 proc. energii elektrycznej produkowane jest z węgla. Projekt KPEiK zakłada, że w 2030 roku ma być to 22 proc., a w 2040 roku - 1 proc. W praktyce oznacza to wygaszanie elektrowni węglowych i zastępowanie ich gazowymi oraz przede wszystkim odnawialnymi źródłami energii.
Włodarze Gryfina, Jaworzna, Kozienic, Łazisk Górnych, Opola, Ostrołęki, Połańca, Rybnika i Trzebini obawiają się przede wszystkim tego, że wcześniejsze zamykanie elektrowni zasilanych węglem spowoduje m.in. problemy z dostawami ciepła dla mieszkańców, zwolnienia tysięcy osób związanych z branżą energetyczną, a więc zwiększenie bezrobocia, wielomilionowe spadki w dochodach samorządów (załamanie dochodów budżetowych, m.in. z podatków od nieruchomości czy udziałów w PIT oraz CIT) i tym samym widmo recesji.
W Kozienicach, urokliwym, małym miasteczku położonym na skraju Puszczy Kozienickiej i na terenie Natura 2000, mieszka ok. 15 tys. mieszkańców, a tamtejsza elektrownia to jedyny duży pracodawca w gminie.
Wjeżdżając do Kozienic, przy ulicy Skłodowskiej Cure 2, znajduje się blok z lat 70. lub 80. Na jego lewej ścianie widnieje olbrzymi mural przedstawiający majestatyczny pałac Augusta, a nad nim, zza drzew wyłania się elektrownia z najnowszym blokiem energetycznym B11 - relacjonuje reporter RMF FM Jakub Rybski.
Po dwóch stronach grafiki widać również dwóch mężczyzn: Józefa Zielińskiego - pierwszego budowniczego oraz Adama Białego - pierwszego dyrektora „Elektrowni Kozienice”. Mural to nie tylko dzieło sztuki, lecz symbol tego, jak ważna jest elektrownia dla gminy.
Tylko w przypadku Kozienic około 1/3 budżetu miasta zależy od wpływów związanych z Eneą Wytwarzanie i działającą tam Elektrownią Kozienice - drugą co do wielkości elektrownią węglową w Polsce.
Nasze miasto może być jednym z najbardziej dotkniętych skutkami transformacji. Wynika to ze skali powiązania miasta z elektrownią, która stanowi miejsce pracy około 2 tys. osób. To niemal 20 proc. całkowitego zatrudnienia w gminie Kozienice. Należy doliczyć do tego miejsca pracy w firmach współpracujących z elektrownią. To kolejne setki rodzin, które nie mogą być pewne jutra - powiedział inicjator apelu do Rady Ministrów burmistrz Kozienic Mariusz Prawda.
Reporter RMF FM Jakub Rybski informuje, że Elektrownia Kozienice zatrudnia aż 2 tys. osób, co oznacza, że co piąty pracujący mieszkaniec gminy jest zatrudniony właśnie tam. Aktualnie nie ma żadnych planów na inwestycje, które mogłyby zapewnić nowe miejsca pracy.
To przyniesie wiele dramatów ludzkich - powiedział reporterowi RMF FM burmistrz Kozienic, który podkreśla, że gmina chętnie przyjmie pod swoje skrzydła kolejnych pracodawców.
Z naszego punktu widzenia, związkowców, najgorsza jest utrata miejsc pracy. Wydaje się, że ceny energii nie będą szybko rosły, chyba że zabraknie prądu. Czyli będziemy mieli taką sytuację, że wytwórcy z węgla już zaprzestaną produkcji, bloki zostaną zakonserwowane, ale będziemy mieli takie dni, jak dzisiaj - pochmurne, kiedy nie wytwarza się energia z fotowoltaiki, wiatr nie wieje - powiedzieli w rozmowie z Jakubem Rybskim Jacek Bolek z NSZZ Solidarność przy Elektrowni Kozienice i Anna Wesołowska ze związku zawodowego pracowników zmianowych w elektrowni.
Problemem jest też to, że ludzie pracujący w elektrowni węglowej to w dużej mierze fachowcy, inżynierowie - osoby o konkretnej i bardzo sprecyzowanej specjalizacji. W Kozienicach może nie być dla nich miejsca - na pewno nie za takie pieniądze, jakie zarabiają w elektrowni. Pracy musieliby więc szukać w innym regionie.
Zamknięta ma zostać także m.in. Elektrownia Siersza w Trzebini, która - jak informuje reporterka RMF FM Agata Guz - odpowiada za dostarczanie ciepła do 6 tys. gospodarstw domowych.
Jesteśmy zdziwieni taką decyzją i oczekujemy rozmowy. Jest to pozostawienie nas bez jakiejkolwiek nadziei, że mieszkańcy będą mieli zapewnione ciepło. Nie ma żadnej alternatywy. Nie są nam przedstawiane żadne pomysły. Zostaliśmy jako samorządowcy pozostawieni sami sobie, dlatego chcemy usiąść do stołu i zacząć rozmawiać o tym, czy na pewno takie szybkie odejście od węgla jest dobrym rozwiązaniem, czy nie powinno być to bardziej elastyczne - powiedział w rozmowie z RMF FM burmistrz Trzebini Jarosław Okoczuk.
Reporterka RMF FM Agata Guz dowiedziała się także, że w elektrowni pracuje aktualnie 197 osób.
To są też naczynia powiązane z biznesem "około", to są dodatkowo dostawcy, podmioty, które dokonują przeglądów, napraw, serwisów. Należy to jeszcze przemnożyć przez liczbę członków rodziny. Można zatem powiedzieć, że zamknięcie elektrowni wpłynie na ok. 1 tys. mieszkańców. Trzebińska jednostka, jak i pozostałe, spełniają wszystkie przewidziane prawem normy środowiskowe, to nie są "truciciele". To zakłady, które spalają węgiel (...) w taki sposób, w jaki środowisko pozwala i zgodnie z normami, które zostały nałożone - podkreślił burmistrz Trzebini.
Samorządowcy muszą zapewnić adekwatną do dochodów, możliwą dla mieszkańców do zapłacenia cenę dostarczania energii cieplnej do domów. Energia z węgla jest najdroższa z możliwych w Europie. Oczywiście o ludzi trzeba zadbać, ale naszą powinnością jako rządu, jest doprowadzenie do ograniczenia kosztów wytwarzania energii, żeby ludzie mogli mieć niższe koszty energii - powiedziała minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska, z którą w piątek rozmawiał reporter RMF FM Jakub Rybski.
Więc pytanie podstawowe - czy samorządowcy uważają, że ważniejsze jest trzymanie statusu quo czy jednak dostarczenie mieszkańcom swoich osiedli, można też powiedzieć swoim wyborcom, niższych kosztów energii cieplnej i elektrycznej, bo bez transformacji tego nie zrobimy. To widać gołym okiem na rachunkach, na hurtowych cenach energii, że gdy mamy więcej energii pochodzących z OZE, energia jest dużo tańsza - dodała.
Reporter RMF FM kontrargumentował, mówiąc, że samorządowcy akceptują zmiany, a boją się jedynie tego, że postępują one zbyt szybko i przez to ludzie mogą tracić pracę. Czy rząd ma plany jak zadbać o osoby, które dotknie ten problem?
O tym jest umowa społeczna, którą zajmuje się minister Czarnecka - powiedziała Hennig-Kloska. Proces transformacji musi być procesem sprawiedliwym. Musi zadbać o wszystkich w tym systemie. I to jest możliwe, bo transfer technologii może iść w parze z transferem kompetencji ludzi, którzy zajmują się wytwarzaniem energii - dodała.
My bez kompetencji osób pracujących dzisiaj w sektorze wytwarzania energii konwencjonalnej nie jesteśmy w stanie zrobić transformacji. My potrzebujemy kompetencji tych osób i wraz z transferem technologii w wytwarzaniu energii musi być transfer zasobów ludzkich - wskazała minister w rozmowie z RMF FM.
Co więcej, Paulina Hennig-Kloska zagwarantowała, że wszyscy znajdą pracę w nowych systemach. Polityk podparła się danymi z raportu Międzynarodowej Agencji Energii, które wskazują, że w odnawialnych źródłach energii jest 220 tys. miejsc pracy. Dzisiaj w górnictwie pracuje 70 tysięcy osób - powiedziała.
Reporter RMF FM dopytywał, co z ludźmi z elektrowni węglowych, bo to o nich chodzi w apelu.
Tak jak powiedziałam, Konin jest najlepszym przykładem. Zamknięto wydobywanie węgla, ludzie dostali dwuletni program przejściowy, finansuje się im miejsce pracy u nowego pracodawcy. Absolutnie tak. Absolutnie o ludzi odchodzących z sektora wydobywania węgla kamiennego trzeba zadbać, dając im nowe zawodowe życie na równie podobnych warunkach, wykorzystując ich kompetencje do procesu transformacji. (...) Konin, ja pochodzę z tego okręgu, był producentem energii z węgla, musi pozostać ważnym producentem energii w Polsce, bo mamy tam zasoby infrastrukturalne, zasoby ludzkie - mówiła w RMF FM Paulina Hennig-Kloska.
We wtorek, 5 listopada, w Kozienicach odbyło się spotkanie samorządowców pod hasłem „Transformacja energetyczna a przyszłość miast”. Dyskutowano na nim o możliwych scenariuszach i skutkach przyspieszonej transformacji energetycznej, czyli wcześniejszego zamykania elektrowni.
Wnioski, jakie wyciągnięto z tego spotkania, to m.in. to, że w przypadku 13 samorządów, na terenie których działają elektrownie węglowe, zagrożonych jest ponad 11 proc. miejsc pracy, czyli widmo zwolnienia ciąży nad około 30 tys. osób, które są zatrudnione w energetyce. Negatywne skutki odejścia od energetyki węglowej odczuje natomiast około 660 tys. mieszkańców tych miast.
Samorządowcy stwierdzili, że "profity płynące z transformacji będą rozproszone w skali całego kraju i niekoniecznie ich mieszkańcy będą mogli z nich skorzystać, co przyczyni się do pogłębienia lokalnych kryzysów".
Poinformowali, że ich najpotężniejszym problemem jest słaba komunikacja z rządem, a największe rozczarowanie budzi "brak woli współpracy, szczególnie w kontekście możliwości ulokowania nowych inwestycji".
"Nawet kiedy udaje się pozyskać inwestorów, to albo brakuje sprawnych decyzji, albo woli do sprzedaży terenów, nalężących do Skarbu Państwa, ale już nieeksploatowanych zgodnie z pierwotnymi założeniami (np. terenów byłych kopalni)" - podali.
Przedstawiciele 9 samorządów wystosowali więc wspólny apel do premiera Donalda Tuska oraz ministrów w jego rządzie. Jak podkreślili, w sprawach energetyki chcą mówić jednym głosem.
Dziennikarzom RMF FM udało się dotrzeć do treści listu.
"Nie chcemy czekać na zmaterializowanie się czarnego scenariusza (...). Skala uzależnienia naszych gmin od energetyki węglowej pokazuje, że lokalne władze nie posiadają narzędzi i środków, aby samodzielnie przeciwdziałać negatywnym skutkom wywołanych tym procesem (wcześniejszej transformacji - przyp. red.). Zwracamy się o podjęcie przez rząd rozmów z samorządami oraz mieszkańcami naszych gmin. Oczekujemy zwołania, jeszcze w listopadzie, spotkania pomiędzy rządem a samorządami (...)." - napisali samorządowcy.
Z pełną treścią listu można zapoznać się >>>TUTAJ<<<
List skierowany jest do premiera Donalda Tuska, ministra aktywów państwowych Jakuba Jaworowskiego, ministra finansów Andrzej Domańskiego, minister klimatu i środowiska Pauliny Hening-Kloski oraz minister przemysłu Marzeny Czarneckiej.
Pod apelem podpisali się:
- burmistrz miasta i gminy Gryfino Mieczysław Sawaryn,
- prezydent Jaworzna Paweł Silbert,
- burmistrz gminy Kozienice Mariusz Prawda,
- burmistrz Łazisk Górnych Aleksander Wyra,
- zastępczyni prezydenta Opola Małgorzata Stelnicka,
- wiceprezydent Ostrołęki Stanisław Kubeł,
- burmistrz miasta i gminy Połaniec Jacek Nowak,
- wiceprezydent Rybnika Janusz Koper,
- burmistrz Trzebini Jarosław Okoczuk.
Jednym z zakładów, który wkrótce ma zostać zamknięty, jest Elektrownia Rybnik. Produkcję energii elektrycznej ma zakończyć do końca 2025 roku, a ciepła do końca sierpnia 2026 roku. We wrześniu przeciwko takim planom protestowali pracownicy.
Związkowcy dodatkowo podkreślają, że rząd łamie zapisy umowy społecznej, bo zgodnie z nią elektrownia miała działać do 2030 roku. O tym napisał do premiera niedawno szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz. Związkowcy czekają na odpowiedź, a jeśli jej nie będzie, grożą protestem.
W liście jest mowa o tym, że związkowcy czekają na odpowiedź rządu do 10 listopada. W piątek, 8 listopada, odpowiedzi dalej nie ma.
Jedynie otrzymaliśmy komunikat z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, że odpowiedź na nasze wystąpienie dotyczące Elektrowni Rybnik mają przygotować Ministerstwo Aktywów Państwowych i Ministerstwo Przemysłu - powiedział Dominik Kolorz w rozmowie z dziennikarką RMF FM Anną Kropaczek.
500 pracowników samej elektrowni, którzy mogą stracić pracę, to niepełny bilans strat.
Sama elektrownia to jest 500 osób, ale wokół elektrowni, na rzecz elektrowni pracują jeszcze firmy (...) w sumie z elektrowni żyje około tysiąc osiemset osób. Patrząc z perspektywy Rybnika i tego subregionu zachodniego, gdzie jednak transformacja i miejsca pracy powstają zdecydowanie wolniej niż w centralnej części województwa, co tu dużo ukrywać, może to być swoistego typu dramat dla społeczności lokalnej - wyjaśnił w rozmowie z RMF FM szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
Związkowcy domagają się w liście do władz poszanowania prawa.
Skoro mamy w Polsce ciągłość władzy, to jest zapisane konstytucyjnie, ustawowo, a to rząd podpisywał z nami porozumienie, w którym jasno określił, że elektrownia Rybnik będzie funkcjonować do roku 2030, to ona do tegoż roku funkcjonować powinna - wskazał Kolorz.
A rok wcześniej powinna nastąpić analiza, czy ewentualnie nie powinna funkcjonować jeszcze dłużej. Patrząc na nasz system energetyczny, racjonalną decyzją byłoby to, że ten rok 2030 jest rokiem minimalnym - dodał.
W omawianym regionie przyczyną zmartwień jest nie tylko elektrownia w Rybniku, ale także ta w Łaziskach Górnych. Sytuacja wygląda tam zupełnie podobnie - przyznał rozmówca Anny Kropaczek.
Pogarsza ją jednak fakt, że okolice Łazisk i Mikołowa zostały niedawno dotknięte masowymi zwolnieniami. Niedawno pracę straciło 800 ludzi zatrudnionych w firmie samochodowej Yazaki Automotive. Dominik Kolorz wskazał, że z Elektrowni Łaziska summa summarum żyje ponad tysiąc osób.
Tam nie będzie nic, jak już nie ma tego zakładu samochodowego, jak będą chcieli wygasić tę elektrownię w Łaziskach, to siłą rzeczy też kopalnia Bolesław Śmiały pójdzie w zapomnienie i to będzie najzwyczajniej w świecie ludzki dramat. Nie takiej transformacji oczekujemy. To musi wszystko być racjonalne, to musi być znormalizowane, spowolnione - powiedział rozmówca RMF FM.
Nawet dwóch tysięcy osób mogą dotknąć zmiany spowodowane zamknięciem bloków w Elektrowni Dolna Odra w Gryfinie w Zachodniopomorskiem.
Cztery zmodernizowane kotły mogą zostać wyłączone już za rok. Reporterka RMF FM Aneta Łuczkowska rozmawiała ze związkowcami. Usłyszała dużo gorzkich słów o braku dialogu z pracownikami.
Pracownicy są zdezorientowani i wystraszeni. Oni po prostu chcą pracować - mówi Anna Grudzińska z Solidarności.
Do pracowników dotarły informacje o likwidacji instalacji w modernizację których zainwestowano miliony.
Wypowiedzi, o tym, że to "przestarzałe urządzenia, niezdolne do produkcji" są nieprawdą. O tym trzeba rozmawiać merytorycznie, a także o programie wyłączenia tych bloków. To nie może być rewolucja, to musi być ewolucja - mówi Mariusz Kamiński ze związku zawodowego pracowników ZEDO.
Nie takiej transformacji oczekujemy - podkreśla Dominik Kolorz, przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności, mówiąc o rządowych planach zamykania elektrowni węglowych.
Nie jesteśmy Hiszpanią, nie jesteśmy Włochami. U nas cały czas nie świeci słońce, i nie wieje wiatr. Plany ministerstwa klimatu powodują, że dopóki nie będzie energii atomowej, a tej nie będzie co najmniej 15 lat - Polacy powinni przygotować się na zakup świeczek, bo po roku 2025 będziemy mieć masowe wyłączenia prądu, jeżeli te elektrownie nie zostaną zachowane - tłumaczył naszej dziennikarce.
Likwidacja bloków węglowych elektrowni Dolna Odra to katastrofa dla miasta - mówi reporterce RMF FM Anecie Łuczkowskiej burmistrz Gryfina Mieczysław Sawaryn.
Według związkowców transformacja energetyczna może oznaczać utratę pracy przez 800 osób z elektrowni.
Jak przyznaje burmistrz, nie wierzy, że to ostatnie miesiące, gdy elektrownia funkcjonuje.
Ale w gospodarce, w zarządzaniu trzeba przewidywać każdy wariant. Gdyby tak się stało, będzie to dramatyczne wydarzenie dla państwa polskiego - twierdzi.
A co to może oznaczać dla samego Gryfina?
Poczynając od ludzi, którzy przyjęli się w ostatnich miesiącach do tego zakładu i którzy kupili w Gryfinie na kredyt mieszkania, którzy wysyłają swoje dzieci do żłobka, do przedszkola, do szkoły, którzy kupują w Gryfinie towary i zamawiają usługi - to jest dezorganizacja całego rynku. Mi to przypomina czasy likwidacji Państwowych Gospodarstw Rolnych, a ten etap w naszym państwie nie powinien się już powtórzyć - podkreślił burmistrz miasta.