Sądową ugodą zakończył się spór między Janem Kulczykiem a Zbigniewem Wassermannem. Najbogatszy Polak poczuł się urażony wypowiedzią wówczas jeszcze członka sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen.
Ustalono, że Wassermann wyrazi ubolewanie, a Kulczyk je przyjmie i wycofa pozew. Takie rozwiązanie zadowoliło biznesmena, choć nie padło słowo „przepraszam”. - Z każdego słowa można zrobić spektakl, a dziś nie zależy nam na jątrzeniu i mąceniu – powiedział mecenas Piotr Andrzejewski, reprezentujący Zbigniewa Wassermanna.
Zbigniew Wassermann, zasiadając w sejmowej komisji śledczej, powiedział, że Jan Kulczyk wyjechał za granicę, ponieważ jego majątek może pochodzić z nielegalnego źródła i dlatego biznesmen może się obawiać powrotu do kraju.
W sądzie nie było ani Wassermanna, ani Kulczyka. Minister twierdzi, że to innym zależy na tym, by był ciągany po sądach. - Przyznaję, że moja wypowiedź na temat jego "niepowrotu" do Polski zasługuje na powiedzenie: jeżeli to Kulczyka dotknęło, to był to passus niepotrzebny - powiedział w rozmowie z reporterem RMF.
Mecenas najbogatszego Polaka Jan Widacki nie chciał powiedzieć, czy to ostatni proces, wytoczony przez Kulczyka w sprawie przesłuchań przed sejmową komisją śledczą.
Biznesmen żądał sądowego nakazu przeprosin od ministra, a także wpłaty 10 tysięcy złotych na cel dobroczynny.