Aptekarze nie wykluczają zaostrzenia formy protestu. Decyzję w tej sprawie mają podjąć w piątek. To efekt przyjęcia bez poprawek przez senacką komisję rządowej nowelizacji ustawy refundacyjnej. W dokumencie pozostały przepisy dotyczące karania farmaceutów za realizowanie błędnie wypełnionych recept.
Resort zatem monitoruje i mówi o wspólnej pracy z farmaceutami nad rozporządzeniem, które by łagodziło niekorzystne dla nich zapisy ustawy. Problem w tym, że na razie nie ma ani propozycji tych zapisów, ani nawet terminu spotkania z aptekarzami.
Ostatnie nadzieje na zmiany w ustawie refundacyjnej rozwiał w środę premier Donald Tusk. Kary dla farmaceutów za zrealizowanie błędnie wypełnionych recept mają być łagodzone rozporządzeniami. Farmaceuci obawiają się jednak, że rozporządzenie to za mało. Tylko ustawa daje pewne gwarancje. Rozporządzenie nie jest w tym momencie bardzo satysfakcjonujące, chyba że pojawią się w nim zapisy, które autentycznie spowodują, że te kary, które mamy z tytułu źle wypisanych recept - więc za nie swoje błędy - będą zdjęte - mówił wcześniej reporterce RMF FM Agnieszce Witkowicz szef Naczelnej Rady Aptekarskiej Grzegorz Kucharewicz. Jak dodawał, dopóki wyraźnie nie zostanie zapisane, że aptekarz nie ponosi odpowiedzialności za błąd na recepcie popełniony przez lekarza, protest farmaceutów będzie trwał. Polega on na razie na zamykaniu aptek codziennie na godzinę.
Farmaceuci domagają się wykreślenia z ustawy refundacyjnej zapisów przewidujących karanie ich za realizację recept zawierających błędy, a także zmiany przepisów dotyczących wydawania tańszych odpowiedników leków. Poza tym - jak mówił kilka dni temu Kucharewicz - chcą "rzeczywistej abolicji w związku z wydawaniem leków na wadliwe recepty wystawione podczas protestu lekarzy, po 1 stycznia 2012 roku".
Szef NRA zapowiedział w poniedziałek - w pierwszym dniu protestu, że jeżeli nie zapadną żadne decyzje w sprawie zmiany ustawy refundacyjnej, farmaceuci podejmą "bardziej drastyczne kroki" niż zamykanie aptek.