W całym zamieszaniu z refundacją leków, z jakim pacjenci muszą się borykać od początku stycznia Ministerstwo Zdrowia i rząd dają po prostu koncertowy popis niekonsekwencji i niekompetencji.
Każdego dnia rządzący pokazują, jak bardzo nie mają pomysłu na wyjście z kryzysu, który sami nam zafundowali. Do 1 stycznia rząd stał na stanowisku, że nowa ustawa refundacyjna jest świetna, że ewentualne protesty są inspirowane przez wrogów dobrych zmian, a pacjenci sami bardzo szybko przekonają się, jak wielkie dobrodziejstwo zafundowało im Ministerstwo Zdrowia i autorka ustawy Ewa Kopacz. Rząd był głuchy na wszelkie argumenty lekarzy i farmaceutów, którzy palcem wskazywali zapisy utrudniające im pracę. Mimo że każdy dzień przynosił kolejne informacje o lukach w ustawie i przede wszystkim o braku precyzyjnych informacji, jak system będzie wyglądał (większość rozporządzeń wydano dopiero w grudniu) Ministerstwo Zdrowia stało na stanowisku, że pierwszy stycznia to data ostateczna i koniec. A nowy minister zdrowia Bartosz Arłukowicz od połowy grudnia naiwnie wierzył, że lekarze bez protestu poddadzą się zapisom ustawy, bo przecież tak się z nimi umówił. Delikatnie pomijał fakt, że już w czasie konferencji prasowej po rozmowach z lekarzami wyraźnie dało się zauważyć różnicę w interpretacji umowy.
Początek roku przyniósł protest lekarzy i apele strony rządowej do aptekarzy, by nawet wbrew przepisom ułatwiali życie pacjentom. Dziurawa ustawa była łatana zapewnieniami ministra zdrowia i komunikatami szefa NFZ. Padały słowa o tym, że rząd się nie ugnie, nie podda… Po kilku dniach była już mowa o pewnych zmianach legislacyjnych, gdy lekarze przerwą protest, w ostateczności rząd ustąpił i zdecydował się po prostu wykreślić kontrowersyjne zapisy. Aptekarzom, którzy od początku starali się do sprawy podchodzić pokojowo, pokazano mówiąc brzydko - figę z makiem, choć umowa była inna. Dopiero, gdy farmaceuci zaczęli protestować - tuż przed zakończeniem prac sejmowych nagle posłowie Platformy zdecydowali się nanieść korzystne dla nich poprawki. Do ostatniej chwili w dniu głosowania nie było wiadomo, jak podniosą ręce posłowie koalicji, które zmiany dotyczące aptekarzy poprą, a których nie….
Działania rządu od pierwszego stycznia można w skrócie opisać tak: nie ugniemy się przed protestem - będziemy negocjować, jak protest się skończy - no dobrze, ugniemy się - nie damy nic tym, którzy nie protestowali - na kolejny protest odpowiemy kolejnym ustępstwem… Rząd swoim działaniem pokazał, że realizuje tylko postulaty tych grup, które protestują. Im głośniej tym więcej dostają. Ci, którzy są nastawieni na porozumienie, starają się dogadywać, idą na rękę - nie dostaną nic, mogą liczyć tylko, że koniec końców zostaną oszukani. To wyjątkowo jasny sygnał dla wszystkich tych, którzy chcą coś ugrać - z rządem Donalda Tuska nie warto siadać do negocjacyjnego stołu, bo i tak nie uda się wypracować porozumienia, a nawet jeśli się uda, to i tak można zostać oszukanym. Lepiej od razu protestować, wtedy rząd, który przecież nie chce być kojarzony z konfliktem, czy kłopotami - ustąpi.
To z punktu widzenia jakości państwa i prawa bardzo zły sygnał. Rząd fatalnie rozegrał konflikt i negocjacje. Nie dość, że pokazał, iż za nic ma umowy, to jeszcze okazał słabość, ustępując protestującym najgłośniej. Nagle okazało się, że ustawę refundacyjną nie tylko można zmieniać, ale jeszcze można zmieniać ad hoc, skreślając z niej poszczególne zapisy i nie proponując innych mechanizmów w zamian…. Piękny przykład kompromisu i dialogu społecznego…. Widać ważniejszy od wizerunku stabilnej władzy był urlop premiera.