"Jeśli dzisiaj do wieczora minister transportu nie odpowie na naszą prośbę o pomoc, będziemy protestować tak, że wszyscy będą o nas mówić". Takie deklaracje składają podwykonawcy oszukani na budowie autostrady A2. Nie chcą zdradzić szczegółów swojej akcji, ale planują przeprowadzić ją w pierwszym dniu posiedzenia Sejmu w przyszłym tygodniu.
Podwykonawcy zrezygnowali z blokowania autostrad, twierdzą, że drogi i tak nie będą przejezdne, więc nie ma to większego sensu. Nie chcą też dawać rządzącym kolejnego argumentu, że jakiś odcinek trasy nie powstał na czas z powodu blokady. Nie zdradzają szczegółów swojego planu, ale zapewniają, że gdy go zrealizują, posłowie będą rozmawiali wyłącznie na ich temat.
Dzisiejsze ultimatum to efekt ubiegłotygodniowego spotkania z wiceministrem transportu Tadeuszem Jarmuziewiczem. Wiceminister obiecał im wtedy, że do środy przygotuje dla nich propozycję pomocy. Ich sytuacja jest trudna, bo Generalna Dyrekcja Dróg i Autostrad twierdzi, że nie jest w stanie pomóc niezatwierdzonym podwykonawcom oraz usługodawcom i dostawcom. Spora część właścicieli tych firm nie jest w stanie zapłacić nawet należnego podatku VAT. Są też wzywani do urzędów skarbowych jako "uchylający się przed płaceniem podatku". Ponieważ podwykonawcy, usługodawcy i dostawy znajdują się na liście wierzycieli firmy DSS potwierdzonej przez członków zarządu firmy. To zdaniem podwykonawców wystarczy do "solidarnej odpowiedzialności" GDDKiA, która mogłaby wypłacić należne im pieniądze.
Konstanty Sochacki, który reprezentuje grupę podwykonawców zwraca uwagę, że niedokończone na Euro autostrady to dopiero początek problemów. Budowane w pośpiechu trasy i tak nie zostaną przed mistrzostwami oddane, a już za 2-3 lata mogą uwidocznić się efekty tego pośpiechu. Nawierzchnia może się zacząć zapadać i drogi trzeba będzie remontować.