„Mąż kazał mi przekazać te dokumenty IPN-owi” – mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Maria Teresa Kiszczak, wdowa po generale Czesławie Kiszczaku. Jak twierdzi, to pracownicy IPN sami zasugerowali jej warunki finansowe. Dodaje, że gdyby nie jej mąż, Lech Wałęsa nie zostałby bohaterem narodowym. Szef Instytutu Pamięci Narodowej Łukasz Kamiński poinformował we wtorek, że wdowa po generale Kiszczaku zaoferowała sprzedaż dokumentów przechowywanych przez jej męża. Miała "przedstawić zapisaną obustronnie, odręcznie kartkę papieru zatytułowaną: Informacja opracowania ze słów T.W. "Bolek" z odbytego spotkania w dniu 16 XI 74 roku. We wtorek do domu wdowy po Czesławie Kiszczaku weszła policja wraz z prokuratorem IPN.
Wdowa po Czesławie Kiszczaku uważa, że to dzięki jej mężowy Lech Wałęsa został uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla. Gdyby nie to, co zrobił Kiszczak, nie byłoby nagrody Nobla dla Polaka, nie byłoby polskiego bohatera. Gdyby te dokumenty były, no to....- urywa wątek w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Dobrołowiczem.
Maria Teresa Kiszczak mówi, że przynosząc dokument do IPN-u nie miała na celu jego sprzedaży. Sami panowie mnie zapytali o warunki finansowe - mówi Maria Kiszczak, która zapewnia, że nie chciała sprzedać dokumentów, tylko je oddać. Sami mi to zasugerowali. Powiedziałam: czemu nie - przyznaje.
Wdowa po Kiszczaku dodaje, że to mąż kazał jej przekazać dokumenty do Instytutu Pamięci Narodowej. Mąż mi powiedział, że mam to oddać prezesowi IPN-u, te dokumenty - dodaje.
Pytana, dlaczego zdecydowała się zrobić to dopiero teraz, po tylu latach przekazać notatki do IPN, odpowiada: Mój mąż był nastawiony na ochronę polskiego bohatera.
To był impuls. Uważałam, że tak należy postąpić - przyznała.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Wypowiedź Marii Teresy Kiszczak dziennikarz polityczny RMF FM Konrad Piasecki ocenia jako próbę mitologizowania rzeczywistości, wynikającą - jak zaznacza - być może także z wieku i stanu zdrowia wdowy po generale.
Mówienie, że to dzięki ukrywaniu dokumentów dowodzących tajnej współpracy Lecha Wałęsy z SB mógł on dostać nagrodę Nobla jest nieprawdą - zauważa nasz dziennikarz.
Wiadomo, że podległe Czesławowi Kiszczakowi MSW w 1982 roku przeprowadziło potężną operację, która miała nie dopuścić do przyznania liderowi Solidarności tej nagrody. W jej trakcie najpierw preparowano niektóre dokumenty, a potem różnymi kanałami starano się - skutecznie - dostarczyć je ambasadzie Norwegii.
Być może ta operacja sprawiała, że przyznanie Nobla dla Wałęsy odsunęło się w czasie i że przywódca Solidarności otrzymał tę nagrodę nie w 1982, a w 1983 roku.
Z komunikatu przesłanego przez IPN we wtorek wynika, że w tym dniu po południu "prokurator IPN w asyście funkcjonariuszy policji podjął w miejscu zamieszkania wdowy po Czesławie Kiszczaku czynności mające na celu zabezpieczenie dokumentów podlegających przekazaniu do Instytutu Pamięci Narodowej zgodnie z art. 28 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, który stanowi, że "każdy, kto bez tytułu prawnego posiada dokumenty zawierające informacje z zakresu działania Instytutu Pamięci, jest obowiązany wydać je bezzwłocznie Prezesowi Instytutu Pamięci"".
Szef IPN Łukasz Kamiński tłumaczył, że w ubiegłym roku pion śledczy IPN rozpoczął czynności zmierzające do weryfikacji informacji, czy Czesław Kiszczak posiada dokumenty, które powinny zostać przekazane Instytutowi.
Czynności przerwała śmierć generała w listopadzie ubiegłego roku.
Zgodnie z ustawą każdy, kto bez tytułu prawnego posiada dokumenty zawierające informacje z zakresu działania IPN, jest obowiązany wydać je bezzwłocznie prezesowi Instytutu.
O bycie TW "Bolkiem" oskarżany był b. prezydent Lech Wałęsa, który wiele razy temu zaprzeczał. W 2000 r. Sąd Lustracyjny orzekł, że Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb PRL. Sąd uznał wówczas, że SB fałszowała akta dotyczące Wałęsy i nie ma - oprócz wypisu z rejestru SB - jakiegokolwiek dowodu, który potwierdzałby fakt współpracy Wałęsy jako TW "Bolek".
W 2010 r. pion lustracyjny IPN uznał, że nie wystąpi o wznowienie procesu lustracyjnego Wałęsy, bo ocenił, że wydana przez Instytut słynna książka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "nie przynosi nowych faktów". Książka stawiała tezę, że Wałęsa był agentem SB w początkach lat 70., a jego proces lustracyjny był nierzetelny.
W styczniu 2016 r. Wałęsa poprosił IPN o zorganizowanie spotkania z osobami, które zarzucają mu agenturalną przeszłość, jednak na początku lutego nie zgodził się na proponowane przez Instytut warunki debaty. IPN uznał, że w tej sytuacji do debaty nie dojdzie.
Do udziału w debacie zostali zaproszeni Cenckiewicz i Gontarczyk, a także reżyser Grzegorz Braun, dr Andrzej Drzycimski (odmówił udziału), dr Grzegorz Majchrzak, Piotr Semka, dr hab. Jan Skórzyński i Paweł Zyzak. Debatę miał poprowadzić dziennikarz Adam Hlebowicz.
Wałęsa w piśmie, które opublikował na swoim blogu, napisał, że proponuje publiczny finał sprawy tzw. Bolka, mając na względzie prawdę historyczną, powołując się na właściwą rolę IPN, a jednocześnie trwający nieustannie stalking, "tak w tradycyjnych środkach przekazu medialnego, jak i w przestrzeni internetowej".
(j.)