Notatka, jaką Maria Teresa Kiszczak przyniosła do IPN-u to nowość – mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM profesor Antoni Dudek, specjalista historii najnowszej. Szef Instytutu Pamięci Narodowej Łukasz Kamiński poinformował, że wdowa po generale Kiszczaku zaoferowała sprzedaż dokumentów przechowywanych przez jej męża. Miała "przedstawić zapisaną obustronnie, odręcznie kartkę papieru" zatytułowaną: "Informacja opracowania ze słów T.W. "Bolek" z odbytego spotkania w dniu 16 XI 74 r." datowaną: Gdańsk, dn. 16.11.74, opatrzoną w lewym górnym rogu nagłówkiem "źrodł. T.W. "Bolek", przyj. rez. "Madziar", wpłyn. 16 XI 74 r., odeb. kpt. Z. Ratkiewicz". We wtorek do domu wdowy po Czesławie Kiszczaku weszła policja wraz z prokuratorem IPN. Przechowywanie prywatnie takich dokumentów jest bowiem nielegalne.
Według prof. Antoniego Dudka, przetrzymywanie w domu dokumentów dotyczących TW Bolka było przez Marię Teresę Kiszczak bezprawne.
Może brakuje jej środków do życia i postanowiła je sprzedać IPN, wykazując się przy tym skrajną niewiedzą przepisów, które mówią, że posiadanie takich dokumentów prywatnie jest przestępstwem. To jest nielegalne - mówi Dudek.
Zaznacza przy tym, że "dokument przedstawiony przez Marię Teresę Kiszczak ma cechy wiarygodności".
Wygląda na autentyczny, typowa notatka jakich jest mnóstwo zbiorach IPN, dotyczących innych współpracowników - wyjaśnia historyk.
I dodaje, że notatka to nowość.
Wszystkie dokumenty dotyczące TW Bolka będące w posiadaniu IPN pochodzą z 1971-1972 roku, starszych nie ma, jest tylko informacja o wyrejestrowaniu TW Bolka z 1976 roku - mówi Antoni Dudek.
Dzięki Bogu, że pani Kiszczakowa nie poszła z tymi dokumentami gdzie indziej - mówi z kolei Andrzej Friszke z IPN.
Jak zauważa dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki, szokujący jest fakt, że SB-kie papiery od 26 lat leżały sobie spokojnie w willi generała i choć sam Czesław Kiszczak wielokrotnie sugerował, że dysponuje obciążającymi różne osoby dokumentami, nikt nigdy nie przeprowadził u niego rewizji i nie starał się ich odnaleźć.
Fakt że dokument ze spotkania w 1974 roku powstał - zaskoczeniem nie jest. W aktach sprawy o kryptonimie Arka - a dotyczących Stoczni Gdańskiej - odnotowano, że 16 listopada 1974 rezydent SB w Stoczni kpt. Dabek pseudonim Madziar sporządził doniesienie opierające się na informacjach TW Bolek. Treść donosu pozostawała jednak dotąd nieznana - a dokument uznawano za zaginiony. Jeśli będzie on kolejną poszlaką dowodzącą współpracy Lecha Wałęsy z SB, to oczywiście poszerzy naszą wiedzę na ten temat.
Do sprawy odniósł się na blogu sam Lech Wałęsa. "Mali ludzie - zwycięzcy się nie sądzi. Nie jesteście wstanie kłamstwami, pomówieniami, podróbkami zmienić prawdziwych faktów.... Wielu z Was historia za te nikczemne czyny nazwie kołtunami" - napisał m.in. były prezydent.
Lech Wałęsa przebywa dziś w Wenezueli. Do Polski wróci 26 lub 27 lutego. Jego żona Danuta nie chce się odnosić do sprawy.
To nieporozumienie. Absolutny bezsens. Trzy dni bym musiała wykładać 74 rok, szkoda słów i nerwów na to wszystko - usłyszał od żony byłego prezydenta reporter RMF FM Kuba Kaługa.
Danuta Wałęsa nie spodziewa żadnych rewelacji w związku z dokumentami. Jesteśmy narodem okrutnym - Jan Paweł II też był szkalowany. Brud przykleja się szybciej, niż dobre słowo - mówi Danuta Wałęsa, zaznaczając jednocześnie, że nie czuje się autorytetem w tej sprawie.
We wtorek po południu prokurator IPN wraz z policją weszli do mieszkania wdowy po Czesławie Kiszczaku. Zabezpieczono pozostałe dokumenty, które trafią teraz do Instytutu Pamięci Narodowej.
O bycie TW "Bolkiem" oskarżany był b. prezydent Lech Wałęsa, który wiele razy temu zaprzeczał. W 2000 r. Sąd Lustracyjny orzekł, że Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb PRL. Sąd uznał wówczas, że SB fałszowała akta dotyczące Wałęsy i nie ma - oprócz wypisu z rejestru SB - jakiegokolwiek dowodu, który potwierdzałby fakt współpracy Wałęsy jako TW "Bolek".
W 2010 r. pion lustracyjny IPN uznał, że nie wystąpi o wznowienie procesu lustracyjnego Wałęsy, bo ocenił, że wydana przez Instytut słynna książka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "nie przynosi nowych faktów". Książka stawiała tezę, że Wałęsa był agentem SB w początkach lat 70., a jego proces lustracyjny był nierzetelny.
W styczniu 2016 r. Wałęsa poprosił IPN o zorganizowanie spotkania z osobami, które zarzucają mu agenturalną przeszłość, jednak na początku lutego nie zgodził się na proponowane przez Instytut warunki debaty. IPN uznał, że w tej sytuacji do debaty nie dojdzie.