​Do pieczywa, serów i dżemów w całej Unii Europejskiej można już dodawać sproszkowane larwy owadów. Pozwala na to rozporządzenie Komisji Europejskiej, które właśnie weszło w życie. Z przepisów wynika, że producenci muszą informować o takim dodatku na opakowaniach i etykietach.

REKLAMA

Nowy "superfood" zatwierdzony przez Komisję Europejską

Dzisiaj to nie Jagiełło, ale Komisja Europejska wprowadza owady do naszej kuchni.

KE wydała rozporządzenie zezwalające na dodawanie sproszkowanych larw mącznika młynarka do szeregu produktów spożywczych. Mowa o pieczywie, ciastach, serach czy dżemach. Mącznik młynarek to niewielki chrząszcz. Ma nie więcej niż 2 cm długości. Nieco większe są jego larwy - mają do 3 cm.

To takie robaczki, które można kupić bez problemu w każdym sklepie zoologicznym. Nie wyglądają jakoś obrzydliwie. Większość ludzi nie ma żadnego oporu, żeby wziąć je do ręki - opisuje dr hab. Jerzy Ziętek z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie.

Właśnie te "robaczki" po sproszkowaniu i poddaniu działaniu promieniowania ultrafioletowego mogą być dodawane do żywności na terenie Unii Europejskiej. Unijne przepisy określają dozwoloną ilość takiego dodatku, wymagają również uwidocznienia informacji o takim dodatku na opakowaniu lub etykiecie produktu. Jeżeli klient nie przeczyta informacji o składzie produktu, może nawet nie wiedzieć, że jadł żywność z dodatkiem białka owadów.

Owady jadalne są powszechnie spożywane w wielu krajach na świecie. W Europie faktycznie nie są zbyt popularne. Są nowością, dlatego wiele osób się ich obawia - ocenia Adam Grdeń dietetyk z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie - Myślę, że to jest pokarm przyszłości. Powinniśmy się poniekąd do tego przyzwyczajać z racji tego, że mięso zwierząt hodowlanych będzie coraz droższe. Nie mamy już możliwości, nie mamy już tyle przestrzeni na to, żeby hodować więcej zwierząt, żeby więcej tego białka pozyskiwać.

Białko owadów zdrowsze dla człowieka od mięsa

Zdaniem dietetyka, białko owadów jest dla człowieka zdrowsze od tego, które pozyskuje się z mięsa zwierząt hodowlanych.

Z naukowego punktu widzenia, jeśli spojrzymy na skład chemiczny, to jest on bardzo korzystny. Skład aminokwasowy zbliżony do mięsa wołowego, co organizm lubi i dobrze wykorzystuje - wylicza Grdeń i stwierdza, że białko owadów jest dobre dla naszego zdrowia.

Wykazują właściwości przeciwzapalne, zawierają korzystniejszy profil kwasów tłuszczowych, sporo minerałów i witamin, których w mięsie, niestety, brakuje. Mięso wołowe ma do 30 proc. białka, owady jadalne nawet do 70 proc. - wylicza dietetyk z Uniwersytetu Medycznego i przekonuje, że dodatek takiego białka może poprawić jakość produktów spożywczych. W jaki sposób?

Przez zwiększenie zawartości białka w produkcie. Dobrej jakości białka - przede wszystkim pełnowartościowego - oraz przez zwiększenie zawartości witamin, minerałów i potencjału antyoksydacyjnego, który te owady posiadają.

Osobną kwestią jest to, jak uciążliwa jest dla środowiska naturalnego przemysłowa hodowla zwierząt rzeźnych.

Produkcja mięsa zwierzęcego zajmuje około 30 proc. globalnych gruntów rolnych - podkreśla Grdeń i dodaje, że produkcja owadów znacznie mniej obciąża przyrodę.

Pod względem środowiskowym wydają się znacznie korzystniejszym rozwiązaniem. Wymagają znacznie mniej nakładów wody, prądu, powierzchni niż produkcja mięsa zwierząt hodowlanych. To jest rzędu kilku procent w stosunku do mięsa wołowego. Chociażby 1 proc. wody w stosunku do wody, która jest wykorzystywana przy produkcji wołowiny. Podobnie jest z powierzchnią. Owady nie wymagają wiele powierzchni do hodowli - ocenia dietetyk.

Zwraca też uwagę na ilość pokarmu potrzebnego do uzyskania mięsa.

Żeby wyprodukować kilogram białka zwierzęcego, te zwierzęta muszą zjeść sześć kilogramów białka roślinnego, a owady wykorzystują odpady z przemysłu owocowo warzywnego. To, co i tak byśmy wyrzucili, owady mogą wykorzystywać jako pokarm - mówi Grdeń.

Jemy ślimaki, homary, a co z mącznikiem młynarkiem?

Przekonanie ludzi do tego, żeby jedli owady karmione odpadami może być jednak problematyczne.

Wielu z nas nie miałoby problemu, żeby zjeść na przykład homara albo kraba. To są padlinożercy. Jeżeli natomiast chodzi o mącznika młynarka, jego pokarmem są otręby, zarodki pszenne, więc nic obrzydliwego - zauważa dr Ziętek.

Myślę, że powinniśmy podejść do tego z otwartą głową - podkreśla dietetyk z UM w Lublinie.

Na pewno owady jadalne nie będą wprowadzone do obrotu od razu jako całe owady do jedzenia, bo faktycznie może być uprzedzenie społeczne. Raczej będzie to w formie mąki, dodatków do żywności, gdzie tak naprawdę nie wyczujemy "obecności" tych owadów w produktach spożywczych.

O ile w Europie owady są nowością, o tyle w wielu krajach są spożywane dość powszechnie.

Dwa miliardy ludzi na świecie robi to regularnie, a kolejne 2 miliardy od czasu do czasu - stwierdza dr Ziętek.

W samej Europie, w cywilizowanych, bardzo bliskich nam geograficznie Niemczech, w niektórych rejonach do dzisiaj gotuje się zupę z chrabąszczy majowych, która ponoć smakuje, jak zupa krewetkowa. Przez całą starożytność owady były zjadane. Na przykład bardzo ceniona była szarańcza. Więc, jeśli chodzi o owady, pamiętajmy, że być może będzie to jakiś dodatek do naszego jedzenia, ale jedzony zupełnie dobrowolnie. Tak samo, jak stało się to z krewetką - dodaje.