Palestyńczycy chcą większego zaangażowania Rosji w przetargach z Izraelem. Przywódca Palestyńskiej Autonomii Jaser Arafat jedzie do Moskwy, gdzie w czwartek będzie rozmawiał z prezydentem Władimirem Putinem.

REKLAMA

Karabiny na bok, czas zasiąść do rozmów?

Zwrot Arafata ku Rosji połączony jest z ochłodzeniem stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, którym lider Autonomii zarzucił wczoraj w Kairze bezkrytyczne popieranie Izraela. Arafat chce zaproponować Moskwie udział w kontyngencie międzynarodowych obserwatorów, którzy mieliby zostać rozmieszczeni w Autonomii. Na to jednak konieczna byłaby zgoda Izraela i Stanów Zjednoczonych, którym ten pomysł wcale się nie podoba. Amerykanie zaproponowali Izraelowi i Palestyńczykom stworzenie mechanizmu mającego zapobiegać aktom przemocy. Organizacja Fatah zapowiedziała jednak ponownie, że pomści śmierć czterech bojówkarzy zastrzelonych w środę przez Izraelczyków. Posłuchaj relacji korespondenta radia RMF z Tel Awiwu, Elego Barbura:

Wcześniej izraelski szef MSZ-tu Szlomo Ben Ami zasugerował, że Palestyński przywódca Jasser Arafat zaproponował wznowienie negocjacji z Izraelem za pośrednictwem USA. Ben Ami powiedział, że taką wiadomość przekazała mu telefonicznie amerykańska sekretarz stanu Madaleine Albright. W nocy na temat izraelsko-palestyńskiej fali przemocy debatowała Rada Bezpieczeństwa ONZ. Nie zapadły żadne konkretne decyzje, w tym ta najbardziej oczekiwana przez kraje arabskie, dotycząca wysłania na tereny palestyńskie międzynarodowych sił rozjemczych. Ograniczyła się jednak wyłącznie do wezwania obu stron do położenia kresu konfrontacji. Mówiła o tym amerykańska sekretarz stanu Madaleine Albright: "Trzeba w końcu przełamać to błędne koło przemocy". O zakończenie starć apelował też sekretarz generalny ONZ Kofi Annan: "Musimy nie tylko położyć kres przemocy i sprawić by obie strony wycofały się ze skraju przepaści na jakim się znalazły, ale także przekonać je by ponownie zasiadły do stołu rokowań." W czasie posiedzenia kilkakrotnie dochodziło do gwałtownej wymiany zdań pomiędzy delegacją izraelską i palestyńską, obarczającymi się wzajemnie odpowiedzialnością za starcia na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy. Większość członków Rady Bezpieczeństwa potępiła przede wszystkim antyizraelskie zamachy bombowe, krytykując jednocześnie Izrael za nadmierne użycie siły. Tymczasem Amerykanie zwrócili się do rządu Baraka o złagodzenie sankcji ekonomicznych wobec Autonomii, co zdaniem sekretarz stanu Madaleine Albright utoruje drogę do wznowienia rokowań pokojowych.

Kolejny zamach, następni zabici

Tymczasem w czwartek rano zginął kolejny Palestyńczyk. Według izraelskiej armii obok przejścia granicznego w Erezie eksplodował ładunek wybuchowy, a izraelski oddział został ostrzelany przez palestyńskich snajperów. Izraelczycy odpowiedzieli ogniem zbijając jednego z napastników. Wczoraj po raz kolejny, w Izraelu wybuchła bomba. Zginęły dwie osoby a ponad sześćdziesiąt zostało rannych. Izraelski wywiad wojskowy twierdzi, że zamachu w Haderze dokonali terroryści z Dżihadu. Do ataku przyznała się jednak inna, mało znana organizacja Rewolucja Islamska na rzecz Wyzwolenia Palestyny. Tym razem w samochodzie nie było zamachowca-samobójcy, a bomba została zdetonowana drogą radiową w momencie, gdy obok przejeżdżał autobus pełen pasażerów. Haderę odwiedził dziś rano premier Izraela. Ehud Barak oznajmił, że "terroryzm nie zdoła złamać Izraela, gdyż państwo żydowskie wie jak walczyć". "Dopóki jesteśmy zjednoczeni i działamy ramię w ramię nikt nie zdoła nas pokonać, a po każdym starciu stajemy się jeszcze silniejsi" - oznajmił Barak w wywiadzie radiowym. Poparcia u prezydenta Rosji Władimira Putina szukać będzie Jaserr Arafat, który w piątek jedzie do Moskwy. Zamieszki wybuchły 28 września w czasie wizyty prawicowego polityka izraelskiego Ariela Szarona na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie. Od tego czasu zginęło już ponad 260 osób.

00:30