To poważna prowokacja ze strony Korei Południowej - tak o porannej krwawej bitwie morskiej na Morzu Żółtym napisała państwowa agencja informacyjna z Północy KCNA. Takie same oskarżenia wobec swojego północnego sąsiada wysuwa Korea Południowa.
Kutry patrolowe Ludowej Armii Koreańskiej zostały ostrzelane podczas rutynowego patrolu. Nasze okręty były zmuszone podjęć kroki obronne. W rezultacie wymiany ognia pomiędzy obiema stronami, doszło do ofiar w ludziach - pisze lakonicznie agencja powołując się na źródła wojskowe w Phenianie. KCNA nie wspomina jednak, ile osób zginęło w tym starciu.
Nie będziemy tolerować takiej prowokacji - to z kolei słowa prezydenta Korei Południowej Kim Dze Dzunga. Zwołał on pilne posiedzenie rady bezpieczeństwa narodowego.
Żądamy przeprosin od Korei Północnej, ukarania winnych i podjęcia kroków zapobiegających podobnym incydentom - napisano w komunikacie ministerstwa obrony z Południa. Jednocześnie armia tego kraju postawiona została w stan gotowości bojowej.
Zdaniem władz w Seulu do starcia doszło, gdy dwie jednostki północnokoreańskie wpłynęły na wody terytorialne z Południa. W bitwie zginęło 4 żołnierzy południowokoreańskich, jeden zaginął, a 22 zostało rannych. Południe straciło też jeden ze ścigaczy uczestniczących w starciu. Jeden z okrętów komunistycznego reżimu stanął w płomieniach, ale zdołał uciec.
Władze w Phenianie nie uznają morskiej linii demarkacyjnej, która została wyznaczona przez ONZ w 1953 roku. Wody w okolicy południowo-koreańskiej wyspy Yeonpyeong, gdzie doszło do starcia obfitują w ryby i kraby, dlatego Północ bardzo często wysyła tam kutry rybackie pod osłona jednostek wojskowych.
11:10