Na razie nie ma nowych informacji o losie Polki porwanej w Iraku. Porywacze to Salafickie Brygady Abu Bakra as Sadik. Jak powiedział szef MSZ-tu Włodzimierz Cimoszewicz nie nawiązano z nimi na razie kontaktu.
Być może uda się doprowadzić do szczęśliwego końca problem porwanej Polki - mówi dowódca Wielonarodowej Dywizji w Iraku. Andrzej Ekiert zapewnia, że trwają intensywne prace operacyjne; nie ujawnia jednak żadnych szczegółów.
Według Ekierta, dywizja ma wszystko co potrzeba dla wyjaśnienia m.in. i tej sprawy. Spytany, czy w działania zaangażowane są Wojskowe Służby Informacyjne, dowódca dywizji odparł, że to są tylko spekulacje.
Nie odpowiedział na pytanie, czy doszło do koordynacji działań dywizji z jednostką GROM. Obecność żołnierzy GROM w Iraku otacza tajemnica. Wiadomo, że nie wchodzą oni formalnie do struktur dywizji.
Serdecznie apeluję do mediów o mniej spekulacji na ten temat, a być może uda się doprowadzić do szczęśliwego końca ten problem - oświadczył gen. Ekiert.
Ujawnił też, że rozmawiał już z ambasadorem Polski w Bagdadzie Ryszardem Krystosikiem na temat ewentualnej pomocy wojska dla Polek, które chciałyby wyjechać z Iraku (o co apelował szef MSZ Włodzimierz Cimoszewicz).
Zobaczymy, ile Polek odpowie na apel (...) i wtedy zostanie przygotowany jakiś plan, w którym zabezpieczymy te kobiety, jeśli będą tego chciały - dodał generał. Na razie 4 kobiety zgłosiły chęć wyjazdu z Iraku.
W czerwcu tego roku, gdy z rąk porywaczy odbito porwanych w Iraku Polaka Jerzego Kosa i trzech Włochów, ówczesny dowódca wielonarodowej dywizji gen. Mieczysław Bieniek mówił, że w akcji uczestniczyły niesprecyzowane bliżej "siły koalicyjne", ale nie żołnierze jednostki GROM.