Minister zdrowia nie ma pomysłu, jak zmniejszyć kolejki do lekarzy specjalistów. Oczekujących chorych przybyło po wejściu w życie nowej ustawy refundacyjnej. Część leków wypadła z listy leków refundowanych, a pacjenci muszą teraz zgłaszać się do lekarzy specjalistów po zmianę terapii.

REKLAMA

Recepty dla pacjentów Bartosz Arłukowicz nie ma na razie żadnej. Wydaje się zresztą, że w ogóle nie zdiagnozował jeszcze problemu gigantycznych kolejek związanych ze zmianą listy leków refundowanych i konieczną w związku z tym w bardzo wielu wypadkach zmianą terapii. Problem kolejek do specjalistów nie wynika tylko i wyłącznie z ustawy refundacyjnej. To problem wieloaspektowy. Zakres świadczeń dla pacjentów będzie obiektem naszej pilnej uwagi - powiedział minister reporterce RMF FM Agnieszce Witkowicz. Dopytywany, kiedy się to stanie, odpowiedział z rozbrajającą szczerością: W tej chwili obradujemy nad ustawą refundacyjną.

Kolejkowy horror

A pacjenci stoją w kolejkach. Wszystko przez to, że jeśli ich preparaty wypadły z listy leków refundowanych, muszą teraz zmienić terapię i uzyskać od lekarza specjalisty zaświadczenie o tym, że są przewlekle chorzy. Bez takiego dokumentu lekarz rodzinny nie może bowiem przepisać im leku refundowanego z nowej terapii. Tymczasem dostanie się do specjalisty to droga przez mękę, bo kolejki są gigantyczne. Ewa Majewska - córka bardzo schorowanych rodziców, którzy musieli zmienić terapię - obdzwoniła wszystkie poradnie diabetologiczne w okolicy. Wszędzie terminy maj, kwiecień, koniec kwietnia. "Proszę ponowić telefon, może ktoś zrezygnuje, jak będzie miejsce wolne, to panią przyjmiemy". Porażka. Tak samo jest z endokrynologami i neurologami - opowiada reporterce RMF FM Agnieszce Burzyńskiej.

Pacjenci na własną rękę szturmują więc gabinety lekarskie z prośbą o przyjęcie ich w drodze wyjątku. Ale nawet jeśli to się uda, bo specjalista wykaże dobrą wolę, to czasem wciąż nie koniec kłopotów. Wypisane zaświadczenia często nie są bowiem honorowane przez lekarzy rodzinnych. Zdezorientowani chorzy biegają więc od jednych drzwi do drugich. Ewa Majewska dodaje, że jej rodzice mają szczęście, bo ich córka na tydzień porzuciła pracę, by… przesiadywać w przychodniach. O ustawie mówi krótko: Dla mnie to jest eutanazja w biały dzień.

Pacjenci twierdzą, że sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby nowa lista leków refundowanych została ogłoszona wcześniej.

Do diabetologa - najwcześniej za pół roku

O czas oczekiwania na wizytę u diabetologa nasz reporter Piotr Glinkowski pytał w 50 warszawskich przychodniach. W najlepszym przypadku to... pół roku. Stołeczny kolejkowy rekord padł na Ursynowie. Tam najbliższy wolny termin wizyty przypada na - uwaga! - początek października. Proponowałabym panu, żeby pan jednak w innych poradniach poszukał - usłyszał nasz reporter w rejestracji.

Poszukał - faktycznie jest lepiej. Na Pradze Południe, Żoliborzu, Mokotowie i w Śródmieściu do specjalisty można dostać się nie za 10 miesięcy, a za pół roku.

A to nie koniec złych wiadomości. Blisko połowa warszawskich przychodni nie przyjmuje już zapisów. Do diabetologa będzie można zarejestrować się najwcześniej na początku czerwca.