Ponad tysiąc osób z oświatowej "Solidarności" protestowało przed gmachem resortu edukacji w Alei Szucha. Związkowcy domagali się większych pieniędzy na oświatę, wstrzymania zwolnień nauczycieli i poprawy poziomu nauczania. Mieli ze sobą transparenty: "Cud premiera do szkół nie dociera", "MEN - Marnowanie Edukacji Narodowej", "Stop oszczędnościom w oświacie".
Likwidacja szkół, drogie podręczniki, szkodliwe zmiany w podstawie programowej, zwalnianie nauczycieli i wysyłanie sześciolatków do nieprzygotowanych na to szkół - to tylko kilka pozycji z listy grzechów minister edukacji Krystyny Szumilas, które przedstawili związkowcy. To nie są grzechy przeciwko nauczycielom - mówiła naszemu reporterowi Teresa Misiuk z oświatowej "Solidarności". To są przede wszystkim szkodliwe działania wobec dzieci, młodzieży, ich rodziców, a generalnie wobec społeczeństwa - podkreślała.
Oświata jest dobrem całego narodu i nie wolno jej traktować jako wydatek budżetowy, ale jako ważną i niezbędną inwestycję w przyszłość młodego pokolenia. Nie możemy pozwolić, aby krótkowzroczne i nieprzemyślane zmiany doprowadziły do dalszego obniżenia jakości kształcenia pokoleń Polaków - napisali przedstawiciele "Solidarności" w petycji do minister edukacji Krystyny Szumilas. Zastrzegli, że powieszą ją na płocie, bo szefowa resortu i tak jej nie przeczyta.
"Solidarność" chce, by na oświatę przeznaczano więcej pieniędzy, domaga się też wstrzymania prac nad Kartą Nauczyciela i naprawienia reformy nauczania w polskich szkołach. Protestującym nie podoba się też usuwanie z kanonu lektur "Trylogii" czy "Pana Tadeusza". Swój sprzeciw przeciwko temu wyrazili dziś przed siedzibą resortu także rekonstruktorzy z bractwa Jaremy Wiśniowieckiego, którzy zainscenizowali pojedynek na szable.
Po zakończeniu protestu przed siedzibą MEN związkowcy przeszli przed Sejm, gdzie od wczoraj funkcjonuje miasteczko namiotowe.
Grzegorz Kwolek/mn