Zdaniem wiceszefa NIK, nadzór budowlany działa źle i jest zbiurokratyzowany. Izba przygotowała raport na ten temat. Zostanie on opublikowany w marcu. RMF już dziś wskazuje na absurdalne przepisy prawa budowlanego regulujące prace urzędników nadzoru.
Urzędnicy z nadzoru budowlanego raz na rok, albo raz na pięć lat kontrolują, czy właściciel wykonał wymagane przeglądy techniczne, np. dachu czy instalacji elektrycznej. Sami niczego nie sprawdzają; nie muszą nawet dokładnie oglądać budynku. Ich praca ogranicza się do skontrolowania dokumentów tzw. książkę obiektu i zgromadzone w niej wpisy. To jest kontrola kontroli. Bo sami nie badają ugięć, nikt nie chodzi po dachach - mówił Jerzy Grzybowski z Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego.
Urzędnik nie musi się więc zbytnio napracować. Jeśli pieczątki się zgadzają, to uznaje, że wszystko jest w porządku. Jeśli jakiegoś przeglądu brakuje, wtedy urzędnik może właściciela obiektu ukarać. Kary nie są jednak dotkliwe - najwyższy mandat to 500 złotych. Za dwa przewinienia można dostać 1000 złotych kary.