Protest działaczy Greenpeace na kominie chłodni Elektrowni Bełchatów w Łódzkiem zakończony zarzutami. „Zieloni” odpowiedzą za naruszenie miru domowego, czyli wtargnięcie na teren zakładu lub nieopuszczenie terenu, chociaż żądała tego osoba uprawniona.

Zarzuty usłyszało siedmioro ekologów, którzy jako pierwsi zdecydowali się zejść z komina. W tej grupie są m.in. osoby z Węgier i Chorwacji. Dziś takie same zarzuty ma usłyszeć troje Polaków i troje obcokrajowców. 

Działacze Greenpeace wspięli się we wtorek rano na 180-metrową chłodnię kominową elektrowni Bełchatów. Z komina zeszli tej nocy. Zostali zatrzymani przez policję.

"Nasi dzielni aktywiści zeszli właśnie z komina w elektrowni Bełchatów ze względu na stężenie niebezpiecznych substancji, które mogły zagrażać ich zdrowiu i życiu" - poinformowała organizacja na swoim profilu na Facebooku.

We wpisie dodano, że aktywiści na kominie spędzili "dwa trudne, ale wspaniałe dni, podczas których przesłanie konieczności natychmiastowego działania na rzecz klimatu rozeszło się tak daleko".

Kilkunastu działaczy Greenpeace z różnych krajów wspięli na chłodnię kominową największej elektrowni węglowej w Europie we wtorek rano. Spędzili na nim noc z wtorku na środę. W ten sposób - jak twierdzili - chcieli zaprotestować przeciwko bierności polityków wobec kryzysu klimatycznego COP24, który w niedzielę rozpocznie się w Katowicach. Podkreślali, że domagają się od liderów politycznych "odejścia od węgla i sprawiedliwej transformacji energetycznej".

Wzywamy polityków decydujących o dalszych krokach na rzecz ochrony klimatu do wykazania się podobną odwagą i determinacją. Tylko wtedy mam szansę uniknąć katastrofy klimatycznej - mówiła rzeczniczka organizacji Katarzyna Guzek.


Greenpeace przypominał, że opublikowany w październiku tego roku specjalny raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu stwierdza, że "aby uchronić świat przed katastrofą klimatyczną, trzeba powstrzymać wzrost średniej globalnej temperatury".

Zdaniem szefa kampanii Greenpeace na rzecz klimatu Pawła Szypulskiego, projekt polityki energetycznej Polski do 2040 r. ignoruje zagrożenia i wyzwania wynikające z kryzysu klimatycznego, bo zakłada m.in., że w 2030 r. "wciąż 60 proc. energii elektrycznej produkowane będzie w Polsce z węgla".

W akcji brały udział osoby z Polski, Austrii, Chorwacji, Indonezji, Niemiec, Szwajcarii i Węgier.

Jak zapewniła rzeczniczka PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna Aleksandra Apanasionek, sytuacja nie wpływała na pracę elektrowni.

 (mpw)