"Obostrzenia zaproponowane przez rząd są bardziej skierowane przeciwko obywatelom polskim, niż przeciwko tym, którzy stwarzają zagrożenie" - komentuje plan wprowadzenia stanu wyjątkowego prof. Marcin Matczak. Po zgodzie prezydenta - na 30 dni - ma zostać wprowadzony stan wyjątkowy w powiatach graniczących z Białorusią. Może on objąć 183 miejscowości: 115 na Podlasiu i 68 w województwie lubelskim.
Zdaniem konstytucjonalisty, działanie rządu wygląda na nieproporcjonalne do zagrożenia oraz źle skierowane, bo zagrożeniem w kryzysie migracyjnym nie są organizujący happeningi obywatele polscy, ale osoby przebywające za granicą.
Według Matczaka działanie rządu jest nieracjonalne.
Jeżeli mamy zagrożenie na jednej z naszych granic, to po prostu kieruje się tam więcej sił policyjnych, wojskowych, by dokładniej pilnowano granicy, nie od razu trzeba sięgać po ograniczenie praw obywatelskich. Stan klęski żywiołowej też jest stanem nadzwyczajnym. Wyobraźmy sobie, że mamy w Polsce powódź, i oczywiście ogłasza się stan klęski żywiołowej, ale w ramach stanu nadzwyczajnego - zamiast skupiać się na usuwaniu zagrożenia, czyli kierowaniu ludzi, by bronić przed powodzią, broni się przed sabotażem głównie, który w ogóle nie wiadomo, czy istnieje - mówi konstytucjonalista.
Zdaniem prof. Matczaka rzeczywistym celem działania rządu może być kreowanie zagrożenia, które ma z kolei pokazać, jak zdecydowanie zwalczają je rządzący.
Przeciwna wprowadzeniu stanu wyjątkowego wzdłuż granicy z Białorusią jest m.in. Lewica. Klub domaga się pilnego zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu. Według Lewicy, wniosek Rady Ministrów oznacza, że rząd nie radzi sobie z sytuacją na granicy i nie ma żadnego systemowego czy strategicznego rozwiązania sytuacji uchodźców.
Brak jest chęci pomocy ludziom koczującym na granicy, a przede wszystkim jest chęć eskalacji tego, żeby ludzie, którzy nie mają żadnego wsparcia, byli traktowani nadal w sposób niehumanitarny - ocenił Krzysztof Gawkowski. Rząd chce wprowadzenia stanu wyjątkowego na obszarze kilku województw, dlatego, że nie radzi sobie z kryzysem uchodźczym, a przede wszystkim chce ukrywać prawdę na granicy - dodał.
Przypomniał, że stan wyjątkowy, to zawieszenie praw obywatelskich i brak możliwości poznania prawdy o tym, co dzieje się na granicy. Nie będziemy się mogli dowiedzieć o niehumanitarnym traktowaniu dzisiaj 30, w przyszłości może kilkuset osób - ocenił szef klubu Lewicy. Przez ostatnie półtora roku podczas pandemii nie było odwagi rozmawiania o stanie klęski żywiołowej czy stanie wyjątkowym, dzisiaj z powodu 30 osób na granicy rząd chce ograniczyć podstawowe prawa i wolności. Lewica się na to nie zgadza - podkreślił.
Chcemy, żeby Sejm szybko rozpatrzył wniosek o uchylenie tego rozporządzenia i żeby stan wyjątkowy w Polsce był wprowadzany tylko w sprawach wyjątkowych, a nie cynicznie wykorzystywany przez rząd, aby ukryć swoją nieudolność - mówił.
Posłowie Lewicy przypomnieli, że wprowadzenie stanu wyjątkowego oznacza m.in. że oddziały zwarte będą mogły usunąć z tamtego terenu wolontariuszy czy mieszkańców, którzy niosą pomoc cudzoziemcom, czy też dziennikarzy relacjonujących sytuację na granicy.
Marek Sawicki z PSL ocenia, że wniosek rządu o stan wyjątkowy "to kolejny etap teatru politycznego". Bo teatrem jest brak reakcji na obecność tych 32 osób na granicy, a jednocześnie 930 osób nielegalnie tę granicę w sierpniu przekroczyło, zostało umieszczonych w ośrodkach dla uchodźców i zostało wszczęta wobec nich procedura uchodźcza - powiedział Sawicki. Ja mieszkam 60 kilometrów od granicy i żadnego zagrożenia nie widziałem. Jest to jednak w strategii i mentalności PiS, by dawać taki komunikat: mamy wielką wojnę, wielkie zagrożenie, tylko my was ochronimy przed atakiem strasznego Łukaszenki i jego hybrydowej wojny. To ma skupić Polaków wokół jednej sprawy i odwrócić uwagę od poważnych kłopotów rządu - dodał polityk.
Podkreślił, że ćwiczenia Zapad, o których mówił premier tłumacząc wniosek o stan wyjątkowy, odbywają się cyklicznie od 20 lat. Jeśli w latach 2016-2019 granice nielegalnie przekroczyło ponad 25 tys. osób, to nie widzę tu wielkiego zagrożenia. Rząd jest jednak od tego, by podejmować decyzje; chcą budować płoty i wprowadzać stan wyjątkowy na granicy - to to zrobią. W mojej ocenie to nic więcej nad teatr i próbę powstrzymania mediów od dalszego relacjonowania sprawy - stwierdził.
Podkreślał, że jego zdaniem "tego zdarzenia nie powinno być - nie w kategoriach racjonalnych". W kategoriach humanitarnych czy moralnych tego zrozumieć się nie da, natomiast w kategoriach politycznych rząd stwierdził, że koszt cierpienia 32 osób jest nieistotny wobec celu politycznego, który zamierza osiągnąć - mówił. Ja nie będę przeszkadzał rządowi, ale niech on przestanie nas tą całą sytuacja epatować - dodał Sawicki.
Zdaniem Sławomira Nitrasa z PO "stan nadzwyczajny wprowadzony jest nie po to, aby zabezpieczyć granicę, ale by pokazać jak skutecznie (rząd - przyp. red.) walczy z ludźmi, którzy protestują na granicy, żeby ich stamtąd skutecznie usunąć i dalej pastwić się nad (...) uchodźcami".
Wydaje mi się, że to jest dalsza próba grania tymi uchodźcami - ocenił Nitras. Proszę zwrócić uwagę, że półtora roku pandemii wytrzymaliśmy bez jakiegokolwiek stanu wyjątkowego, a postawienie jakiegoś płotu na granicy i 30 uchodźców powoduje, że wprowadzają stan wyjątkowy. To bardzo cyniczna polityczna gra, bo ten problem można rozwiązać w dialogu i przy rozładowaniu emocji. Jednak, jak widać, ten katolicyzm nad Wisłą ma swoją szczególną twarz, mało chrześcijańską - mówił poseł KO.
Istnieje oczywiście problem zabezpieczenia granicy - przyznał. W jego opinii "pastwienie się nad tymi ludźmi było pierwszym dowodem, że (Alaksander) Łukaszenka tych ludzi tam postawił, mając polityczne plany". Ale (Jarosław) Kaczyński ich tam trzyma, też mając polityczne plany, bo mu ta sytuacja odpowiada, mobilizuje ludzi wokół strachu przed uchodźcami - powiedział polityk Platformy Obywatelskiej.
Wniosek o stan wyjątkowy pochwala Krzysztof Bosak. Przypomniał, że Konfederacja apelowała podczas wczorajszej konferencji prasowej "o wprowadzenie stanu nadzwyczajnego oraz o surowe działania wobec osób naruszających porządek i prawo w pasie przygranicznym".
Według niego, "dopóki sytuacja się nie uspokoi, w pasie przygranicznym powinny poruszać się wyłącznie służby państwowe i mieszkańcy, którzy są zameldowani, czy zamieszkują na stałe na danym obszarze". Jak uzasadniał, "państwo musi mieć podstawę prawną do tego, żeby zablokować wszelkiego rodzaju prowokacje, zarówno ze względu na kryzys migracyjny, jak i odbywające się po drugiej stronie granicy manewry wojskowe".
Musi być także podstawa, aby służby państwowe mogły sprawdzać wszystkich obcokrajowców, także obywateli państw Unii Europejskiej, czy osoby legalnie przybywające z Unii, a poruszających się w pasie przygranicznym, ponieważ widzimy, że kryzysem zainteresowali się lewicowi aktywiści z innych państw. Pod granicą pojawiają się także przemytnicy ludzi, przyjeżdżający z innych państw Europy, choćby po odbiór nielegalnie przekraczających granicę cudzoziemców - powiedział.
Pytany, czy można i należało wcześniej wprowadzić stan wyjątkowy w pasie przygranicznym z Białorusią, poseł zwrócił uwagę na takie decyzje władz Litwy i Łotwy. Te przykłady pokazują, że można było to zrobić także w Polsce, że jest to ruch uzasadniony. Więc wydaje mi się, że jesteśmy w tym nieco spóźnieni. Niemniej tych nielegalnych migrantów przybyło do Polski znaczenie mniej niż przez granicę litewską - ocenił. Jak zaznaczył, "dobrze, że żołnierze Wojska Polskiego, funkcjonariusze Straży Granicznej i policjanci stabilizują sytuację, zabezpieczają granicę i należy trzymać za nich kciuki, żeby to zagrożenie zostało zduszone w zarodku".
Odpowiadając na pytanie o głosy tych polityków opozycji, którzy kontestują działania polskiego rządu, w tym domagają się udzielania pomocy humanitarnej migrantom przywożonym przez białoruskie służby do Usnarza Dolnego w obwodzie grodzieńskim, Bosak przekonywał, że "jeżeli ktoś chce realnie pomagać uchodźcom, to powinien zaangażować się w akcje zbiórkowe na rzecz konkretnych obozów dla uchodźców, tam, gdzie są rzeczywiste kryzysy uchodźcze".
W ubiegłym roku Polska przyjęła tysiące uchodźców politycznych z Białorusi i dostali oni wizy humanitarne. I Polska pomaga uchodźcom, którzy rzeczywiście uciekają z państwa sąsiedniego, czyli konkretnie z Białorusi, przed biciem i więzieniem i zagrożeniem życia - podkreślił poseł Konfederacji.
Jednocześnie ocenił, że ruch migracyjny z państw afrykańskich, czy azjatyckich docierający przez Białoruś "nie jest ruchem uchodźców". Według niego, organizacje pozarządowe i polityczne mogą zaangażować się w pomaganie także migrantom ekonomicznym jadąc np. do Bagdadu. Politycy, czy to Lewicy, czy Koalicji Obywatelskiej jak najbardziej mogą się zaangażować w taką pomoc, natomiast nie ma żadnego powodu, żeby angażowali się w taką działalność akurat na granicy polsko-białoruskiej. Przecież pomocą nie jest rozmontowanie własnych granic - stwierdził.