"Jeżeli nie zbudujemy elektrowni jądrowej w latach 30., to grozi nam niezasklepienie luki, jaką wytworzy wygaszenie elektrowni Bełchatów, bo my w ciągu najbliższych kilku lat będziemy wyłączać tę elektrownię, naszą największą jednostkę wytwórczą" - powiedział w internetowym Radiu RMF24 Jakub Wiech, redaktor naczelny portalu Energetyka24. Podkreślił, że "mamy w Polsce za mało elektrowni względem naszych potrzeb". Z ekspertem rozmawiał Tomasz Terlikowski.
Budowa elektrowni jest bardzo kosztowna i trwa - jak mówił ekspert - w skali świata średnio 8 lat, a w skali europejskiej "trochę dłużej". Czy takie przedsięwzięcie się opłaca? Według specjalisty - tak.
Już raz zbudowana elektrownia jądrowa pozwala generować energię po bardzo niskich kosztach. W zasadzie można powiedzieć, że jest to jedna z najbardziej atrakcyjnych kosztowo - ocenia Jakub Wiech.
Ekspert dodał, że w zależności od przyjętego modelu finansowego, taka inwestycja może się zwrócić po kilkunastu latach.
Jakub Wiech przywołał przykład elektrowni atomowej na fińskiej wyspie Olkiluoto.
Ta elektrownia pracuje na koszcie uzyskiwanej energii w wysokości 42 euro za MWh - to jest około 182 złote. Natomiast w 2023 roku średnie ceny energii elektrycznej na polskim rynku wynosiły około 520 złotych za MWh. Tu widzimy różnicę pomiędzy cenami, które gwarantuje elektrownia atomowa, a tymi, które notujemy w Polsce - mówił Jakub Wiech. Jak dodał, "ta różnica będzie się pogłębiać".
Zdaniem gościa Radia RMF24, "mamy w Polsce za mało elektrowni względem naszych potrzeb".
Jeżeli nie zbudujemy elektrowni jądrowej w latach 30., to grozi nam niezasklepienie luki, jaką wytworzy wygaszenie elektrowni Bełchatów, bo my w ciągu najbliższych kilku lat będziemy wyłączać tę elektrownię, naszą największą jednostkę wytwórczą - zaznaczył.
Jeżeli odejdziemy od realizacji tego przedsięwzięcia, to w polskim systemie energetycznym powstanie taka ziejącą dziura, która sprawi, że być może w tym czarnym scenariuszu będziemy musieli sobie wkomponować w normalny obieg gospodarczy tak zwane stopnie zasilania, czyli po prostu przerwy w dostawach prądu dla niektórych grup odbiorców - mówił w Radiu RM24 Jakub Wiech.
Tomasz Terlikowski zapytał również o wykorzystanie małych bloków jądrowych, które są tańsze i mogłyby zastąpić ogromną elektrownię. Wspomniane małe modułowe reaktory jądrowe SMR-y (Small Modular Reactor) wyróżnia fakt, że można je produkować seryjnie i dostarczać na miejsce budowy w całości.
Jeżeli one się pojawią, to będzie bardzo dobrze i możemy zakładać, że one się pojawią, bo dużo pieniędzy przeznaczono na inwestycje w te technologie. One też osiągają już pewne satysfakcjonujące pułapy rozwoju. Natomiast tak naprawdę cywilnego, komercyjnego SMR-a jeszcze na razie nigdzie nie ma i nie do końca precyzyjnie wiadomo, kiedy on się pojawi. Możemy szacować, że to będą raczej lata trzydzieste, ale nie wiemy, na ile to jest pewne. Nie wiemy, jakie będą koszty produkcji energii z tych jednostek, nie wiemy, jak one szybko się rozprzestrzenia - powiedział ekspert.
Dodał, że "przedkładanie SMR-ów nad rozwój dużej energetyki jądrowej to trochę gra w ruletkę". Nie chciałbym, żebyśmy na poziomie państwa opierali nasze kluczowe strategie na nadziei, bo nadzieja nie jest strategią - podkreślił.
Wiech przedstawił przykład naszych zachodnich sąsiadów, twierdząc, że podjęta przez nich decyzja dotycząca odejścia od elektrowni atomowych okazała się bardzo niekorzystna.
Niemcy faktycznie zamknęli swoje elektrownie jądrowe. Wygasili w ciągu ostatnich 20 lat ponad 20 gigawatów mocy w tych jednostkach i myślę, że bardzo tego żałują. To widać szczególnie na przestrzeni ostatnich miesięcy, gdzie ze względu na ceny energii w niemieckiej gospodarce przemysł jest obarczony bardzo istotnymi kosztami - mówił Jakub Wiech.
Na pytanie o to, dlaczego elektrownie nie zostaną włączone na nowo, odpowiedział, że część z nich "została zdemontowana na poziomie, który uniemożliwia odpalenie". Dyskusja na temat ponownego uruchomienia tych jednostek, jakie jeszcze są technicznie możliwe do zrestartowania w Niemczech się toczy - dodał, podkreślając, że zarówno lider opozycyjnej CDU Friedrich Merz, jak i niektórzy członkowie rządu z SPD mają "pro atomowe" podejście.
Przeciwnicy elektrowni jądrowych często przywołują argument tragedii, które wydarzyły się w Czarnobylu i Fukushimie. Wiech stwierdził, że przyczyną tych wydarzeń były błędy, których aktualnie już by nie popełniono.
Z katastrofy w Fukushimie, jak i też z katastrofy w Czarnobylu wyciągnięto wnioski. Wnioski bardzo poważne. I to dlatego elektrownie jądrowe są takie drogie i buduje się tak długo, bo one są super bezpieczne. I to potwierdza między innymi wojna prowadzona przez Rosję na Ukrainie, gdzie pomimo wielu obaw nie doszło do żadnej katastrofy jądrowej, gdzie elektrownie jądrowe pracowały w warunkach toczących się dookoła - uspokajał specjalista.
Opracowanie: Milena Brosz