Spółka PGE EJ, odpowiedzialna za budowę pierwszej polskiej elektrowni jądrowej, zrezygnowała z jej ulokowania w Choczewie w woj. Pomorskim. Jak wynika z poniedziałkowego oświadczenia, PGE EJ będzie prowadziła badania środowiskowe i lokalizacyjne w dwóch lokalizacjach: "Lubiatowo-Kopalino" i „Żarnowiec".
Informację o rezygnacji z lokalizacji "Choczewo", na terenie której znajduje się Wydma Lubiatowska z satysfakcją przyjęli ekolodzy z Greenpeace Polska, którzy uznali, że wycofanie z tych planów, "to ważny sukces mieszkańców Pomorza, naukowców i organizacji ekologicznych".
Mieszkańcy od lat alarmowali o oczywistym zagrożeniu dla Wydmy Lubiatowskiej, PGE zajęło aż kilka lat jego uwzględnienie. Jest to przejawem bałaganu organizacyjnego towarzyszącego inwestycji. Bałaganu, który może przyczynić się do dalszych opóźnień i dalszego zwiększenia kosztów. Cały program jądrowy, opóźniony już o kilkanaście lat, może pochłonąć nawet 160 miliardów złotych - skomentował decyzję ekspert ds. bezpieczeństwa energetycznego w Greenpeace Polska Iwo Łoś.
Według wcześniejszych zapowiedzi PGE EJ badania środowiskowe miały rozpocząć się wczesną wiosną br. Mają one potrwać minimum rok i objąć wszystkie okresy rozwoju kluczowych gatunków i siedlisk, natomiast część lokalizacyjna badań ma trwać dwa lata i będzie miała kilka etapów. Niektóre z badań będą wymagały instalacji urządzeń do pomiarów np. z zakresu meteorologii (potrzebne będą maszty meteorologiczne) czy monitoringu sejsmicznego (czujniki rozstawiane w regionie). Podał, że te ostatnie badania są już prowadzone na obszarze lokalizacji. Będzie przeprowadzony też monitoring hydrogeologiczny i hydrologiczny, czyli monitoring wód powierzchniowych; badania obejmą też strefę morską.
Według harmonogramu właściwa budowa pierwszego bloku powinna ruszyć w 2020 r. Jak zapewniało byłe kierownictwo resortu gospodarki, pierwszy prąd z elektrowni miałby popłynąć w 2025 r. Media podają znacznie odleglejsze terminy - 2029, a nawet 2031 r.
Choć minister energii Krzysztof Tchórzewski mówił niedawno, że program energetyki atomowej w Polsce będzie kontynuowany, dodał jednocześnie, że oznacza to, iż w każdej chwili musimy być gotowi do takiej inwestycji. Tchórzewski mówił, że choć mamy potencjał badawczy i naukowy, to jednak stoimy przed dylematem, w jakim tempie mielibyśmy realizować budowę elektrowni atomowej, zważywszy na inne, lecz bardzo pilne potrzeby polskiej energetyki.
Szef resortu energii zwracał też uwagę na rozbieżności dotyczące kosztów budowy elektrowni jądrowej. Jak zauważył, w przypadku siłowni o mocy 6 tys. MW mówi się o nakładach rzędu od 30 do nawet 50 mld zł.
(mn)