Na Sea Island u wybrzeży amerykańskiego stanu Georgia trwają ostatnie przygotowania do ruszającego dziś szczytu G8. Sporo zamieszania i niepokoju wywołała tam bomba wodorowa, zagubiona w morzu pół wieku temu.
Nad bezpieczeństwem przywódców ośmiu najbardziej uprzemysłowionych krajów świata oraz przedstawicieli Unii Europejskiej czuwać będzie czuwać ogromna armia ludzi: policjanci, agenci służb specjalnych i wojsko, dysponujące okrętami, śmigłowcami i samolotami.
Ale przygotowując szczyt G8, zapomniano o zgubie sprzed pół wieku: bombie wodorowej, która leży gdzieś u wybrzeży Georgii. Wiele osób obawia się, że bomba może dostać się w ręce terrorystów. Nie potrzeba wcale tak dużych pieniędzy, żeby zdobyć odpowiednią technologię umożliwiającą lokalizację i wydobycie tej broni - mówi Derek Duke, szef firmy specjalizującej się w poszukiwaniach podmorskich.
Według amerykańskich sił lotniczych, bomba wodorowa była tak skonstruowana, że nie można jej zdetonować, ale zawiera ona znaczną ilość radioaktywnego plutonu i materiałów wybuchowych. To może być matka wszystkich brudnych bomb jądrowych - ostrzega Duke. Przed szczytem G8 amerykańska armia usiłowała odszukać bombę przy użyciu specjalistycznego sprzętu, ale z powodu sztormu operacja nie przyniosła rezultatów.