Spędziły w paczce trzy koszmarne dni, ściśnięte w niewielkich, plastikowych wiaderkach. Mowa o czterech afrykańskich jeżach, które w paczce odkryli pracownicy firmy kurierskiej w Łodzi. Niestety, jedno ze zwierząt nie przeżyło „podróży”. Policja ustala, kto odpowie za znęcanie się nad jeżami.
Zwierzaki spędziły w paczce trzy koszmarne dni - ściśnięte w niewielkich, plastikowych wiaderkach. Były naprawdę wycieńczone, odwodnione i głodne - opowiada Mariusz Karliński, który teraz opiekuje się jeżami.
Ten, którego nie udało się uratować, został poraniony przez ostre krawędzie plastiku (wchodzące do środka wiaderka), po zrobieniu prowizorycznych otworów, żeby zwierzęta mogły oddychać. Teraz jeże powoli dochodzą do siebie. Można nawet brać je na ręce. Sądzę, że za kilka dni będą już rozrabiały. Niestety, ludzka bezmyślność i okrucieństwo nie są rzadkością. Na internetowych aukcjach bez problemu można kupić zwierzęta, które potem w zwykłych, tanich paczkach są wysyłane do kupujących - dodaje.
Jeże miały z Siedlec trafić do Zadzimia koło Poddębic. Pracownicy firmy kurierskiej w Łodzi odkryli je, bo z paczki wydobywał się przykry zapach i coś w środku się ruszało. Po otwarciu okazało się, że są tam zwierzęta.
Teraz jeże są dowodem w sprawie, którą prowadzi policja. Funkcjonariusze ustalą, czy za znęcanie się nad zwierzętami będzie odpowiadał tylko sprzedający czy może również kupujący. Ten ostatni - w rozmowie telefonicznej z Mariuszem Karlińskim - mówił, że jest zaskoczony sposobem transportowania zwierząt przez sprzedającego. Mówił, że nie wiedział, że jeże będą wysłane zwykłą paczką. Tłumaczył, że kupił samce jeży dla samic, które już ma.