Nie ma bezpośredniego zagrożenia wyciekiem paliwa z zatopionego wraku tankowca Franken na dnie Bałtyku - zapewnił minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk. Odniósł się w ten sposób do zapowiadanej przez NIK kontroli służb zajmujących się niebezpiecznymi substancjami zalegającymi w morzu.
W poniedziałek Najwyższa Izba Kontroli zapowiedziała, że w kwietniu rozpocznie kontrolę służb monitorujących zagrożenia ekologiczne w Bałtyku. Związane są one z paliwami w zatopionych wrakach i bronią chemiczną z drugiej wojny światowej. Kontrola jest konsekwencją sygnałów, które docierają do Izby ze strony mediów, ekologów i naukowców. Grona te alarmują od kilku lat, że na dnie Bałtyku w pobliżu polskiego wybrzeża spoczywają "bomby ekologiczne". Jak przypomina Izba, są to wraki z drugiej wojny światowej i zatopiona po jej zakończeniu broń chemiczna i amunicja.
Izba przypomniała, że na dnie Bałtyku znajduje się ok. 300 wraków okrętów, w tym ok. 100 w Zatoce Gdańskiej. Te najgroźniejsze to pochodzące z okresu II wojny światowej Stuttgart i Franken (wrak niemieckiego tankowca). Z pierwszego już wydobywa się paliwo, drugi, z powodu korozji może się zapaść w każdej chwili i spowodować ogromną katastrofę ekologiczną - zaznaczyła Izba.
Kierujemy apel do pana Kwiatkowskiego (prezesa Izby), aby nie używał tematu właśnie Frankena, przede wszystkim bezpieczeństwa Morza Bałtyckiego, w kategoriach politycznych. Przez osiem lat nie spojrzał okiem nawet na to, co się dzieje na Bałtyku, na stan zasobów, na nic, wynikających z zagrożeń z zalegających wybuchów Frankena - mówił Gróbarczyk w piątek dziennikarzom.
Szef resortu gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej przyznał, że temat ten jest znany od 1945 roku, a już w latach 50-tych były prowadzone rozmowy w tej sprawie. I oczywiście podejmuje się go w ramach wywołania jakiegoś rozgardiaszu politycznego - dodał.
Pragnę wszystkich uspokoić - (...) prowadzimy stały monitoring. Urząd Morski prowadzi monitoring nad tym obszarem, (...) poszukując jakichkolwiek wycieków - powiedział Gróbarczyk. Dodał, że dokonywane są także okresowe zejścia pod wodę.
Przyznał jednocześnie, że "historycznie można jednoznacznie powiedzieć tak, jak mówią specjaliści - nie ma tam paliwa lekkiego". W związku z tym - jak mówił - nie jest możliwy wyciek bezpośredni, wynikający z obecności paliwa lekkiego. Prawdopodobnie znajduje się tam paliwo ciężkie, mazut, który już powinien być zbrylony. Nie stanowią zagrożenia. I nic, co przeprowadziliśmy do tej pory, nie wykazało najmniejszego zagrożenia w tym zakresie. Wszystkich uspokajam. Nie ma tam bezpośredniego zagrożenia wyciekiem - zapewnił minister.
Zaapelował, "żeby ten temat nie był używany politycznie, bo on szkodzi przede wszystkim Trójmiastu i ruchowi turystycznemu".
Z zapowiedzi NIK wynika, że kontrola obejmie Urzędy Morskie, Ministerstwo Środowiska oraz Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, a także urząd Generalnego Inspektora Ochrony Środowiska. Cytowany w komunikacie na stronie NIK prezes Izby Krzysztof Kwiatkowski powiedział, że kontrola ma przede wszystkim sprawdzić, czy podjęto właściwe działania wobec zatopionych materiałów niebezpiecznych - wraków z paliwem i bojowych środków trujących, jak szacowane są ryzyka wystąpienia skażeń i jak urzędy monitorują miejsca, w których znajdują się wraki i broń.
Izba poinformowała, że według różnych szacunków, w Bałtyku może zalegać od 50 do nawet 100 tys. ton broni chemicznej i amunicji. Zatapiano ją głównie w Głębi Gotlandzkiej i Głębi Bornholmskiej.