Jest tymczasowy areszt dla policjanta z Pobiedzisk w Wielkopolsce, który usłyszał zarzut nieudzielenia pomocy i niedopełnienia obowiązków służbowych. Te same zarzuty usłyszała jego koleżanka z patrolu - informuje reporter RMF FM Mateusz Chłystun.
Areszt został zastosowany tylko wobec policjanta, ponieważ to on - będący w służbie od trzech lat - dowodził patrolem. Jego młodsza stażem koleżanka, od roku służąca w policji usłyszała te same zarzuty, ale będzie odpowiadała przed sądem z wolnej stopy.
Funkcjonariusze w miniony czwartek interweniowali w sprawie nietrzeźwego mężczyzny i zamiast zawieźć go na izbę wytrzeźwień, zostawili go w lesie. 36-latek zmarł.
Jego zaniepokojona matka zawiadomiła o sprawie policję. To wtedy ruszyły intensywne poszukiwania.
Ciało mężczyzny znaleźli inni policjanci z Pobiedzisk, jak zaznacza rzecznik wielkopolskiej policji - również oni wykryli to, co zrobili ich koledzy. Mieszkańcy Pobiedzisk są wstrząśnięci.
Funkcjonariusz policji podczas przesłuchania nie przyznał się do winy i skorzystał z prawa do odmowy złożenia wyjaśnień. Prokurator ze względu na "istniejącą realną obawę matactwa" złożył do sądu wniosek o zastosowanie wobec policjanta tymczasowego aresztowania.
W sobotę wieczorem Mazur-Prus powiedziała PAP, że sąd w Gnieźnie, który rozpatrywał wniosek, przychylił się stanowiska prokuratora i zdecydował o zastosowaniu wobec podejrzanego funkcjonariusza tymczasowego aresztowania.
Jak dodała, w trakcie posiedzenia aresztowego funkcjonariusz złożył wyjaśnienia - ich treści jednak prokuratura nie ujawnia.
Funkcjonariuszom za zarzucane im czyny grozi kara do 5 lat więzienia.
Mazur-Prus tłumaczyła PAP w sobotę, że udzielenie pomocy było obowiązkiem funkcjonariuszy. Poza tym - jak wskazała - taka sytuacja i opisany przebieg wydarzeń, w żaden sposób nie narażał bezpieczeństwa samych funkcjonariuszy - co może być przesłanką do odstąpienia od udzielenia pomocy.
Prokurator dodała, że w zarzucie nie ma jednak mowy o tym, "ażeby te osoby były odpowiedzialne za śmierć pokrzywdzonego". Jak tłumaczyła, "biegli którzy przeprowadzili sekcję zwłok wskazali, że bezpośrednią przyczyną zgonu był uraz głowy; biegły bardzo wyraźnie się wypowiedział, że ten uraz mógł powstać w mechanizmie biernym, czyli w sytuacji kiedy pokrzywdzony sam mógł doprowadzić do tego urazu". (...) Niewykluczone więc, że ten mężczyzna mógł się np. sam przewrócić. Natomiast nic nie wskazuje na to, ażeby były to działania osób trzecich - więc nie mamy do czynienia z zabójstwem - zaznaczyła Mazur-Prus.
W sobotę rano rzecznik wielkopolskiej policji mł. insp. Andrzej Borowiak poinformował PAP, że w czwartek w podpoznańskich Pobiedziskach zgłoszono zaginięcie 36-latka. Mężczyzna miał wyjść w środę z domu, nie było z nim kontaktu. Sprawę zaginięcia zaczęła badać policja. Dzień później, w czwartek po południu, zwłoki mężczyzny znaleziono przy drodze w kompleksie leśnym przy jeziorze Dobre.
Okazało się, że "w dniu zaginięcia 36-latka, była zgłoszona interwencja policjantom, że ten mężczyzna leżał przy ulicy Poznańskiej (...) policjant z trzyletnim stażem służby i policjantka z rokiem służby w policji wzięli tego półprzytomnego mężczyznę, najprawdopodobniej mocno pijanego, i zamiast wezwać pogotowie, czy odwieźć go na izbę wytrzeźwień - zawieźli go do lasu i tam go zostawili; tam również ten mężczyzna zmarł - tłumaczył PAP Borowiak.
Nieoficjalnie ustalono, że kiedy doszło do zdarzenia, policjantom kończyła się tego dnia służba. Najprawdopodobniej funkcjonariusze chcieli jak najszybciej zakończyć służbę i wrócić do domu.
Policjanci są już formalnie wyrzuceni z policji.
(ph)