330 lat temu król Jan III Sobieski pokonał Turków pod Wiedniem. W rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Kotem tę jedną z największych wiktorii w dziejach Polski wspomina dr Eugeniusz Janas, historyk z Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie. Rozwiewa mity związane z husarią, mówi o sile ówczesnej armii tureckiej i zastanawia się, czy sławę polskiego króla można porównać do tej, na którą zasłużył Cezar. "To był chyba równie świetny wódz" - podkreśla.
Krzysztof Kot: Pierwsze skojarzenie z Wiedniem to husaria i jej skrzydła, które miały szumieć łoskotać, przestraszać, ale podobno zupełnie tak nie było...
Dr Eugeniusz Janas: Chyba nie. Pióra były, jak się wydaje, elementem ozdoby. Husaria była wojskiem, które używano nie tylko do walki, ale także do różnych ceremonii typu śluby, wesela, pogrzeby. Nawet w XVIII wieku nazywano to wojsko "pogrzebowym", ponieważ oddziałów husarskich używano, by uświetnić, nadać pewien koloryt i barwę różnego rodzaju ceremoniom publicznym czy prywatnym. Tak że skrzydła nie miały praktycznego znaczenia, natomiast ozdabiały i nadawały tej formacji wojskowej pewien sztafaż.
Ale powszechnie panuje taka opinia...
Tak, panuje taka opinia, ona jest bardzo popularna. Jeden z historyków, który się zajmuje bronią, twierdzi, że cały mit husarski, tych skrzydeł, to jest mit wymyślony przez malarzy wieku XIX, którzy malując różne batalistyczne obrazy, po to, żeby też ubarwić własne dzieła, przedstawiali husarię z tymi wspaniałymi skrzydłami, które są tak niezwykle efektowne. Natomiast one bardziej przeszkadzały, niż pomagały w czasie walki.
Co tak naprawdę wydarzyło się takiego, że ta turecka potęga została rozbita? To był geniusz Sobieskiego, czy po prostu tak się udało, czy może Turcy byli słabi?
Każdy element po trochu. Na pewno geniusz Sobieskiego. Sobieski to był wódz, który miał wcześniej wielokrotnie do czynienia z Turkami, więc świetnie znał tego przeciwnika. Wiedział jak on walczy, jaką taktykę najlepiej zastosować w tym atak kawaleryjski, taki czołowy, był na pewno elementem taktycznym bardzo udanym. Słabość Turków też się na to złożyła. Musimy pamiętać, że Turcja swoje najlepsze czasy przeżywała w XVI wieku, to był ten szczyt potęgi. Natomiast w XVII wieku to już jest powoli taki schyłkowy okres państwa tureckiego.
Ile można wojować, prawda?
Otóż to, oni przecież wcześniej podbili wielki kawał Europy, wielki kawał świata - Bliski Wschód, Afryka Północna... To wszystko były posiadłości tureckie. To państwo osiągnęło taki etap, że już więcej nie było w stanie zawojować, także i bez Wiednia pewnie by ta potęga turecka nie zdołała podbić całej Europy.
Czyli to było trochę tak, jak z Cesarstwem Rzymskim? Że się rozrastało, rozrastało i w pewnym momencie nikt nie był już w stanie nad tym zapanować, nie mówiąc o kolejnych podbojach.
To trochę tak jest. Jest nawet taka historiozoficzna teoria, która mówi, że każde imperium, które powstawało w historii, a znamy wiele takich imperiów - od Rzymu, od Aleksandra Wielkiego, od Czyngis-chana, różne wspaniałe, wielkie imperia, które połowę świata potrafiły sobie podporządkować w pewnym momencie, ale potem zwykle źle kończyły, dlatego że wszelkie molochy są bardzo trudne do sterowania, do kierowania i przeżywają także normalne słabości, chociażby gospodarcze, które się przekładają potem na potęgę militarną takich kolosów.
Czy mamy wiarygodne przekazy, niekoloryzowane z tych wydarzeń?
Mamy prawdziwe, bardzo rzetelne opisy pisane chociażby piórem samego Sobieskiego, który przecież natychmiast po zakończeniu bitwy napisał sławny list do Marysieńki - swojej ukochanej żony, w którym dokładnie jej relacjonował jak przebiegała bitwa. Mamy bardzo wiele relacji nie tylko Sobieskiego, ale też i innych. Opisują jak to naprawdę się działo, ale zwykle wielkie, wyjątkowe wydarzenia historyczne mają to do siebie, że natychmiast powodują powstawanie pewnej tradycji, legendy, która czasem jest bardzo daleka od prawdy. Tak jest też z Wiedniem. Ta opowieść o tym, że po bitwie Polacy wśród wielu łupów, które wtedy zdobyli, znaleźli również worki kawy, które miały być w obozie Kara Mustafy... Od tego, jak głosi tradycja, rozpoczęła się ta wielka kariera kawy, jako napoju Europejczyków.
"Kawy po turecku".
Tak, ale to jest pewna przesada, bo kawa była już wcześniej znana w Europie, ale faktem jest, że od końca XVII wieku zaczyna się ta wielka kariera kawy w całej Europie i w Polsce, gdzie stała się bardzo modnym napojem wyższych sfer w XVIII wieku.
Sobieski w całej Europie zdobył ogromną sławę, chyba największą ze wszystkich polskich władców.
Sobieski zdobył olbrzymią popularność. To był jego osobisty wielki sukces, pewnie największy. Wiadomo, że był czczony wręcz w całej Europie, od papiestwa poczynając. Narody bałkańskie do dziś też mu tego nie zapomniały. Znamy dzieła literackie narodów bałkańskich, w których opiewano sukces Sobieskiego, jako sukces dla nich ważny, bo to były narody, które wtedy żyły pod panowaniem tureckim. Sobieski zdobył wspaniałą sławę, wypowiadając już po bitwie te sławne słowa: "Venimus, vidimus, Deus vicit", czyli "przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył". Trawestował w ten sposób słowa Cezara wygłoszone jeszcze w czasach starożytnych w czasie wojny galijskiej.
Veni, vidi, vici.
Tak jest. To jest właśnie przekształcona łacińska nazwa tej sentencji Cezara.
Można Jana III Sobieskiego porównywać do tej skali Cezara?
To był chyba równie świetny wódz jak Cezar, tak się wydaje. Cezar jest sławniejszy, jest bardziej uniwersalną postacią. Sobieski jest dla nas bohaterem, jest mniej znany w Europie, ale Polacy w tym momencie odegrali ważną rolę dla Europy.