Noszą mundury wzorowane na tych z epoki i uczestniczą w inscenizacjach historycznych, ale nie chcą, by nazywać ich rekonstruktorami. Poświęcają mnóstwo czasu na jazdę konną i doskonalenie się we władaniu bronią białą. Podkreślają, że nie jest to dla nich zabawa. „Służba jest taka sama, jak kiedyś, jedynie krew się nie leje” – mówi w rozmowie z RMF FM Sławomir Kwoka, założyciel oddziału ochotniczej kawalerii „Ułani Króla Jana”. „Nie szarżujemy na niby” – dodaje.
Rzeszowscy "Ułani Króla Jana" są stosunkowo młodą, ale już prężnie działającą grupą. Od grudnia 2012 roku zaczęliśmy myśleć o czymś poważniejszym, a od maja działamy formalnie - tłumaczy Kwoka. Historią pasjonuję się od dawna, jeździectwem od 3 lat - przyznaje. Podkreśla, że Polska może być dumna z tysiącletniej historii jazdy, która jednak niesłusznie popada w zapomnienie. Ta tradycja to nasz najlepszy produkt eksportowy - przekonuje. Z niezrozumiałych przyczyn nagle się to urwało - dodaje. Właśnie przywrócenie Polakom tego dziedzictwa jest jednym - ale nie jedynym - z celów jego działalności. Praca z młodzieżą i dziećmi wykluczonymi, propagowanie historii, tradycji, jeździectwa i turystyki konnej - wylicza z entuzjazmem w głosie. Mało kto wie, ale w Polsce nie wolno jeździć konno po lesie, jeśli nie ma wytyczonego szlaku. Grozi za to grzywna w wysokości 500 złotych. A myśliwy może wjechać wszędzie - tłumaczy.
"Służąc ochotniczo w barwach 20-go Pułku Ułanów im Króla Jana III Sobieskiego, z dumą kontynuujemy tradycję tego pułku ale również w swych działaniach odwołujemy się do okresu od początku XVII wieku do września 1939 roku" - piszą o sobie Ułani. Podkreślają, że ta służba absorbuje cały ich czas poza tym z konieczności poświęconym na pracę zarobkową. To nie jest dodatek. Wszyscy codziennie jeździmy konno, nie wyobrażamy sobie dnia bez tego - mówi Kwoka. Trzeba posiadać te same umiejętności i wiedzę, co kiedyś. Kawalerzyści autentyczne walczą, jeżdżą konno... Służba jest taka sama, jedynie krew się nie leje - wyjaśnia. Zaznacza, że wszystkie działania ułanów wykonywane są z ogromną precyzją i dbałością o wierność realiom. Obowiązują nas historyczne regulaminy, a umiejętności sprawdzane są w oparciu o te same kryteria, co kiedyś - opisuje.
Grupa kawalerzystów-pasjonatów składa się z zaledwie ośmiu osób. To czterech ułanów i cztery członkinie - jednej z nielicznych w Polsce - kawaleryjskiej sekcji kobiecej. Każdego, kto chciałby dołączyć do tego grona, czeka dosyć długa i wymagająca ścieżka. Wszystko zaczyna się od rozmowy. Musimy sprawdzić, czy taka osoba wyznaje podobne wartości, co my, a nie przyszła tylko po to, by poćwiczyć jazdę konną, raz czasem przebrać się w mundur i się pokazać - objaśnia Kwoka. Jeżeli ktoś pozytywnie przejdzie ten etap, czeka go trzymiesięczny okres kandydacki poświęcony na naukę podstaw ułańskiej służby, a potem roczny staż.
Rzeszowscy Ułani często organizują rajdy, pokazy musztry czy żywe lekcje historii. Spotykają się wtedy z ludźmi, dla których ich działalność jest czymś jakby z innego świata. Ogólne spojrzenie to jest oczywiście zachwyt. Konie, szable, lance - to zawsze pięknie wygląda. Dopiero bezpośrednie kontakty powodują, że ludzie chcą wiedzieć o tym coś więcej - stwierdza Kwoka. Kto najczęściej podchodzi do nich z ciekawością i mnóstwem pytań? Dzieci, nastoletnie dziewczyny i najstarsi ludzie, którzy jeszcze pamiętają tę tradycję - dodaje.
Gdy choć przez chwilę ogląda się "Ułanów Króla Jana" w akcji, uderza jedno - nie ma się wrażenia, że coś rekonstruują, udają, na chwilę przebrali się w stój z epoki... Osiągnęliśmy zgodność trzech poziomów: pierwszy to tradycja, drugi to wiedza i umiejętności, a trzeci - mentalność - twierdzą sami zainteresowani.