Być może trzeba będzie wypowiedzieć pakiet klimatyczno-energetyczny, jeśli partnerzy w UE pozostaną głusi na nasze argumenty - powiedział w czwartek wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin.

Sasin przekonywał w Polsat News, że rząd nie ma wpływu na nagły wzrost cen energii, tak gazu jak i prądu w Polsce, choć - jak zauważył - reaguje na to co się dzieje.

Wicepremier odnosząc się do cen gazu, ocenił, że to co się dzieje na rynku pokazuje, iż nie jest to gra rynkowa, lecz efekt spekulacji. Przypomniał, że za rok temu wyprodukowanie jednej MWh z gazu kosztowało ok. 20 euro, ale pod koniec ubiegłego roku było to już 200 euro. Obecnie cena spadła do ok. 100 euro. Sasin zwrócił uwagę, że nie wiadomo jednak, jak ceny zachowają się w najbliższej przyszłości.

Dodał, że dzięki reakcji rządu udało się uchwalić ustawę, która "wypłaszcza" podwyżki cen gazu dla odbiorców indywidualnych w Polsce. Przekonywał, że gdyby nie zastosowany mechanizm spłaszczania podwyżek, to cena gazu uregulowana taryfą przez URE nie byłaby wyższa o 54 proc., tylko o 200 proc.

Minister zwrócił, że uchwaloną w czwartek ustawą taryfy regulowane - dla indywidualnych odbiorców - zostały rozszerzone automatycznie na wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe oraz na takie instytucje jak szpitale czy szkoły.

Pytany o plany rządu wobec przedsiębiorców, którzy nie mają regulowanych cen gazu Sasin przypomniał, że uchwalono tarcze antyinflacyjne, z których będą oni korzystać. Wymienił tu m.in. obniżenie VAT na gaz do 0 proc.

Obcięliśmy albo do zera, albo do minimum te wszystkie obciążenia, które są obciążeniami krajowymi, które zasilały nasz budżet; akcyza, VAT - wymienił Sasin.

Jak wyjaśniał, w przypadku przedsiębiorców przepisy, które zostały zastosowane w stosunku do m.in. spółdzielni mieszkaniowych, szkół, szpitali, nie mogą być zastosowane, ponieważ blokują to przepisy unijne. Regulacje unijne są absolutnie bezwzględne. Dyrektywa gazowa z 2009 roku mówi, że rynek gazu nie może być regulowany. Dopuszczono czasową możliwość regulowania (cen gazu - PAP) dla odbiorców indywidualnych - z tego korzystamy - powiedział.

Sasin sugeruje wypowiedzenie pakietu klimatycznego

Sasin mówił, że trzeba walczyć o zmianę polityki klimatycznej UE, bo "ceny energii wprost z tego wynikają". Dziś ponad 60 proc. rachunku, który każda polska rodzina płaci za prąd, to są opłaty unijne m.in. za emisje CO2 - zaznaczył.

Szef MAP dodał, że w czasie gdy premierem była Ewa Kopacz doszło do tego, że Polska odeszła od zasady jednomyślności państw przy kreowaniu polityki klimatycznej UE. Nie można już tego odkręcić w sytuacji, kiedy zrezygnowaliśmy z jedynego skutecznego narzędzia, czyli prawa weta w tej sprawie (...) Dzisiaj jesteśmy przegłosowywani. Jest bardzo trudno zbudować taką większość, która blokowałaby te zbyt szybkie zmiany w polityce klimatycznej - mówił.

Dopytywany, czy - tak jak przekonuje Zbigniew Ziobro - Polska powinna wypowiedzieć pakiet klimatyczno-energetyczny, Sasin odpowiedział, że "być może trzeba będzie to rzeczywiście zrobić, jeśli się okaże, że nasi partnerzy w UE pozostaną głusi na racjonalne argumenty, które z naszej strony padają i będą padać".

Certyfikaty, na których zarabia polski rząd

Unijny system handlu uprawnieniami do emisji jest kluczowym elementem polityki UE na rzecz walki ze zmianą klimatu oraz jej podstawowym narzędziem służącym do zmniejszania emisji gazów cieplarnianych. Działa on w 31 krajach - całej UE oraz Wielkiej Brytanii, Islandii, Norwegii i Liechtensteinie. Ogranicza on emisje pochodzące z ponad 11 tys. energochłonnych instalacji przemysłowych (elektrowni i zakładów przemysłowych) i linii lotniczych realizujących loty między krajami Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG). ETS obejmuje ok. 45 proc. wszystkich emisji gazów cieplarnianych w UE.

Zgodnie z zasadami, Komisja Europejska dzieli certyfikaty na pule darmową (43 proc. wszystkich uprawnień z możliwością powiększenia do 46 proc.) i aukcyjną (sprzedawaną przez państwa członkowskie oraz dedykowane fundusze). Zyski ze sprzedaży certyfikatów trafiają do budżetów poszczególnych państw. Część ze środków powinna iść na rozwój energetyki niskoemisyjnej. Tylko w 2021 roku polski rząd zarobił ponad 20 mld zł ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2, co pozwoliło się ministrowi finansów w listopadzie pochwalić rekordową nadwyżką w budżecie.  

Co ciekawe, przez lata system był krytykowany za niską skuteczność, niektórzy nawet mówili o "fiasku" polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Certyfikaty miały bowiem drożeć wraz z rozwojem gospodarki, tym samym zachęcając do przejścia na tańsze, odnawialne źródła energii. Przez lata jednak ich ceny stały w miejscu. W dokumencie Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku prognozowano, że w 2040 roku tona emisji CO2 będzie kosztowała 40 euro. Wszystko zmienił jednak koronawirus i polockdownowe ożywienie gospodarcze na świecie. Już dziś ceny certyfikatów przekraczają 80 euro. A to przekłada się na ceny naszej silnie węglowej energetyki.