Ratownicy kolejny raz musieli przerwać poszukiwania zaginionego górnika w kopalni Mysłowice-Wesoła. Nie wiadomo na razie, kiedy zostaną wznowione.

Poszukiwania przerwano, ponieważ znów stężenie niebezpiecznych gazów było zbyt wysokie.

Wczoraj późnym wieczorem zgodę na wejście do wyrobiska dał ratownikom sztab kilkunastu specjalistów. Zanim podjęli tę decyzję, obradowali przez dwie godziny. Jednocześnie na dół przetransportowano klimatyzator, który miał schładzać powietrze tak, by ratownicy mniej się męczyli i dłużej mogli pracować.

Po północy ratownicy weszli do zagrożonej strefy i zaczęły się problemy - zastęp stracił łączność z bazą i musiał się wycofać. W tym czasie zrobiono pierwsze pomiary stężenia gazów w wyrobisku i okazało się, że istnieje groźba kolejnej eksplozji.

Oczekujemy w bazie. Jest tam około 10 zastępów, oczywiście lekarz, całe pogotowie pomiarowe, na bieżąco dokonujemy pomiarów z linii chromatograficznej, która została tam świeżo rozciągnięta i czekamy. Nie ukrywam, że jest bardzo niebezpiecznie i bardzo źle - mówił Grzegorz Standziak ze sztabu akcji.

Do zapalenia bądź wybuchu metanu w należącej do Katowickiego Holdingu Węglowego kopalni Mysłowice-Wesoła doszło w poniedziałek wieczorem. W strefie zagrożenia na głębokości 665 m znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, 31 z nich trafiło do szpitali. Jednego z górników, 42-letniego kombajnisty, dotąd nie odnaleziono.

(abs)