Prokuratura bada sprawę białostockich policjantów, którzy przez co najmniej dwa lata mieli brać pieniądze za dodatkowe patrole w rejonach zagrożonych rasistowskimi atakami, ale… nie ruszali się zza biurka - donosi "Rzeczpospolita". Śledztwo prowadzone jest ws. oszustwa i obejmuje policjantów z wydziału patrolowo-interwencyjnego komendy miejskiej w Białymstoku. Jak dotąd nikomu nie postawiono zarzutów.

Rzecznik białostockiej prokuratury okręgowej Adam Kozub przyznał, że zawiadomienie w tej sprawie złożyło Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji.

Według "Rzeczpospolitej", "policja w policji" wpadła na trop sprawy, gdy zaczęła sprawdzać, dlaczego mimo ekstrafunduszy na patrole nacjonalistyczne ataki nie tylko nie zmalały, ale stały się coraz częstsze i zuchwalsze. Okazało się, że policjanci w ogóle nie wychodzili zza biurek.

Komenda wojewódzka opłacała dodatkowe patrole, by poradzić sobie z coraz większą przestępczością wobec osób obcej narodowości w Białymstoku. Jak nieoficjalnie ustaliła "Rz", patrole kilkunastu policjantów kosztowały kilka tysięcy złotych.

(edbie)