"Po naszym raporcie w wojsku powinny polecieć głowy" - mówi "Gazecie Wyborczej" jeden z członków komisji ministra Jerzego Millera, badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej. Jak nieoficjalnie ustaliła gazeta, raport nie wskazuje winnych (według przepisów nie może), ale tak opisuje błędy, które doprowadziły do katastrofy, że jest jasne, kto za nie odpowiada.
Składający się z czterech części raport, nad którym komisja pracowała ponad 14 miesięcy, ma określić przyczyny katastrofy oraz wskazać osoby i instytucje odpowiedzialne za tragedię w Smoleńsku. 300-stronicowy dokument nie wskazuje jednej głównej przyczyny, lecz kilkanaście - więcej z nich leży po stronie polskiej niż rosyjskiej. W trakcie prac nad raportem Miller stwierdził m.in., że wyciągnięte przez komisję wnioski "nie będą dla nikogo przyjemne".
Dokument wciąż jest tłumaczony na angielski i rosyjski, dlatego nie został jeszcze ogłoszony. Raport musi być przetłumaczony w dniu jego ogłoszenia, bo tylko wtedy będzie miał należyty wydźwięk - podkreśla rzecznik rządu Paweł Graś. Dopiero wówczas premier podejmie decyzję o upublicznieniu dokumentu - dodaje.
Raport zostanie prawdopodobnie zaprezentowany pod koniec przyszłego tygodnia.