OPZZ i "Solidarność" pikietowały wczoraj w Warszawie. Konkurencyjne związki tym razem solidarnie demonstrowały niezadowolenie z powodu rosnącego bezrobocia. Razem występowały przeciw rządowym propozycjom zmian w kodeksie pracy. Jak wynika z szacunków policji przed gmachem Ministerstwa Pracy zebrało się ok. 700 osób.
Związkom nie podobają się zmiany kodeksie pracy dotyczące układów zbiorowych, zniesienie obowiązku tworzenia planów urlopowych czy też pozbawienie odpraw pracowników zwalnianych z winy pracodawcy. Obydwa związki nie do końca mówią jednym głosem – OPZZ-owi bliżej jednak do rządu, protestuje przede wszystkim przeciwko galopującemu bezrobociu. Solidarność jest bardziej radykalna. Jej głęboki sprzeciw budzą działania rządu zmierzające do liberalizacji Kodeksu Pracy, dyskryminujące zdaniem Solidarności prawa pracownicze.
W czasie pikiety posypały się gromy na głowę m.in. ministra pracy, którego także wini się za przerwanie tego dialogu. Wymowa tej manifestacji była jasna: prawa pracownicze nie mogą być zmieniane, nie mogą być ograniczane bez udziału związków zawodowych.
Przed lubelskim urzędem wojewódzkim na związkową manifestację przeciwko bezrobociu i zmianom w prawie pracy stawiło się około pół tysiąca osób. Szeregi miejscowych działaczy zasilił teren. Było barwnie i bardzo głośno. Nie mogło być inaczej, bo dwugodzinną akcję przygotowano bardzo starannie. Organizatorzy zadbali o wszystko. Ostatnie minuty przed wymarszem spędził z manifestantami Cezary Potapczuk:
Na zdjęciu: manifestacja w Lublinie
Foto: Cezary Potapczuk RMF
09:20